iiO
WACŁAW BERENT
krawacie i wystawił niby kieł zgasły papieros; zimnym wzrokiem przyglądał się otoczeniu. Po chwili zwrócił się półgębkiem do pana von Hertensteina:
— Dam im szampana, bo chcę zobaczyć, jak to bydło wygląda po pianemu.
Na bladej i zimnej twarzy pana von Hertensteina ściągnęły się lekko brwi, syknął po cichu, jak gdyby go [ktoś] na odcisk nadeptał. Uśmiech niesmaku skrzywił mu lekko wargi.
— Zbyteczne koszta — rzekł po chwili spokojnie. —- Oni panu dadzą gratis1 sposobność do jego głębokich studiów psychologicznych.
W kawiarni rozległy się lekkie, skoczne dźwięki muzyki. Przy dalszych stolikach zgoła inne towarzystwo zabawiało pannę Liii i towarzyszki. Stamtąd doszła niebawem nieśmiała, przytłumiona zgiełkiem nuta pospolitej brukowej piosenki:
Siehst du, das ist ein Geschaft.
Dos bringt noch was ein,
Doch es muss uerstanden sein...2
Pan von Hertenstein klasnął w ręce.
— Nastaw uszy, Jelsky! Tam już kokoty śpiewają hymn na cześć paszkwilu. Kłaniaj się, kłaniaj czym prędzej!
Dotychczas ociężały, zerwał się nagle sprężyście, przewinął zwinnie między krzesłami i przysiadł do Jelsky’ego.
— Kocham cię, Jelsky — wołał obejmując go wpół — kocham cię za to, że tak gruntownie drwisz sobie z całego świata, że możesz na zawołanie być lirykiem, satyrykiem lub reporterem; kocham cię za tę przedziwną lekkość tanecznicy, nazwaną talentem, a którą ludzie nie tylko rozrzewniać się, ale i roznamiętniać dają. O, jak cudownie potrafiłbyś ty roz-namiętniać tłumy! Kocham cię, żeś jest tak ogromnie dzisiej-
szą duszą!... Niech ci żyje paszkwil! niech wam żyje, serdeczni! On jest ostatnim słowem współczesnego talentu, pieśnią twórczej niemocy!
Jelsky zerwał się z miejsca i chciał coś obwieścić, lecz zagłuszył go piskliwy głos Mullera. I on ocknął się teraz dopiero: zrzucił z ramion pelerynę i, bębniąc w stół kościstymi rękoma, zanucił jakąś zwrotkę; pochwycił ją natychmiast cały chór i w szybkim tempie galopki3 odbijał na nutę kankana:
Tak, tak, tak,
W tym cały sztuki smak,
W tym cały życia sens!
— A wam, panowie — przerwał im na samym początku Hertenstein i schwycił za kieliszek — wam niech żyje kawiarnia — ta kwarantanna4 cierpliwych, ambitnych a bezpłodnych! Tu możecie do woli pisać, malować i rzeźbić językiem. Bo wszak my wszyscy tak bardzo oszukiwać się pragniemy! Wymawiamy „sztuka” to, co się pisze „uatiity fair”5, „szał miłości” — co się pisze „obskurny heteryzm”6, „przyjaźń” — co każdy pisze „zawiść”, czytamy „indywidualista” — gdzie rozsądek pisze „zbłąkany filister”7.
gratis (lac.) — za darmo.
(niem.) — Widzisz, to jest interes, z ktorego można cos mieć, trzeba się tylko w nim połapać.
galopka (z fr.) — szybki taniec towarzyski, w metrum 2/4, popularny w XIX w. w całej Europie.
kwarantanna (z wł. ąuaranta giorni — 40 dni) — przymusowe, okresowe odosobnienie ludzi przybywających z terenów nawiedzanych przez choroby zakaźne na teren wolny od nich, tu: miejsce przeciwstawione warsztatowi twórczemu.
uanity fair (ang.) — targowisko próżności; określenie pochodzi od tytułu powieści Williama Thackeraya.
(ł&ahyjinyrheteryzm — marne sprostytuowanie.
^CpMster (z niem.) — mieszczuch, człowiek ograniczony, małost-
kowyrnie mający wyższych aspiracji, sztandarowy przeciwnik artystów w ichwalce o nową sztukę. Zob. monografię J. Z a c h a r s k i e j pt. Filister w prozie fabularnej Młodej Polski (Warszawa 1996).
Określenie przedostało się do Polski z Niemiec, z kręgów studenckich, w których „filistrem” nazywano członka korporacji akademickiej już nie studiującego, a więc „obce ciało" w korporacji.