90 WACŁAW BERENT
— Da ist er ja!* — ucieszył się przebiegle Jelsky, rad niby, że nie potrzebuje się fatygować o piętro wyżej. — Jak się masz, Borowski — wołał podając mu rękę szeroko, po bur-szowsku1 2 3, z niemiecką dobrodusznością.
.Będziemy pili!" — pomyślał nie bez zadowolenia Borowski, który w mowie ludzkich gestów czytał jak w otwartej księdze. „Od niego bije zawsze glans, jak od oficerskiego buta" — dodał w duchu na widok starannej toalety Jel-sky’ego oraz jego cylindra. Tfego stroju głowy Borowski nie znosił, uważając cylinder za „złe copcysko”. — Przed tygodniem wypili obaj z Jelskym na braterstwo, toteż fraternię3 akcentowali teraz usilnie, dodając do każdego „ty" nazwisko.
— O wilku mowa, a wilk tuż — witał go Borowski głośno. — Przed chwilą mówiłem o opinii publicznej.
— Opinia wzywa cię do swego warsztatu. Kawiarnia4 — nasz stół... Będzie, uważasz, mecenas — można liczyć [na] reńskie, burgundzkie, sekt krajowy5 — oraz młoda wasza, polska sława... Etranżerek6, młodziuchny autor dramatyczny... — kalkuluję szampan. Idziesz?
Borowski zwiesił wargę.
— Autorkowie dramatyczni mnie dotychczas szukali.
— O, on prosił cię, bardzo prosił, chciał poznać — łagodził Jelsky. Ujął go pod ramię i wyprowadził na ulicę. — Cuda o twojej grze tam w kraju opowiadał.
Gdy skręcili w boczną ulicę, spostrzegli po drugiej stronie Kunickiego. Nastawiał kołnierz i starał się obejść ich kołem jak dzik.
— Szacunek doktorowi!...
Skrzywił się i powitał ich niechętnie.
— Opowiadają sobie ludzie, że doktór przenosi się stąd. wyjeżdża do Szwajcarii? — rozpytywał Jelsky. — Tegotn nie przewidział — zaśmiał się nie dając mu dojść do słowa
— Przeszkody wprawdzie nie przeskoczył, ale się pod nią podkopie i wygrzebie się przecież na prawowitą drogę rozsądku i kariery.
— Pańska złośliwość zaimponowała mi raz tylko w życiu w dodatku po ciężkim winie — odciął się cierpko Kunicki
— Co porabia Muller? — zwrócił się do Borowskiego.
— Pluje krwią, pije i pisze.
— Bajeczną, potężną rzecz — dorzucił Jelsky z naciskiem.
— Wiem. I dlatego robię wszystko, aby przedłużyć to krótkie życie, póki się da.
Borowskiemu rozpromieniła się twarz.
— A wiesz, jakeś to doktór byczo powiedział! Jakie to spokojne! jakie męskie ogromnie! jakie mocne!... Czemu on nie jedzie do Davos?7
— Środki znalazły się dwukrotnie. Przepił.
— Zuch! — ucieszył się Borowski.
— Mówi, że go tu coś trzyma, alkohol w gardło wlewa i że mu się w tej rozpaczy lepiej pisze.
— Widzisz pan!... — Borowskiemu rozszerzyły się nozdrza. — I to jest bycze, potężne z tym Mullerem! Wielka dusza!
Kunicki wzruszył ramionami.
— Smutna — poprawił.
— My z żoną lubimy go bardzo.
Kunicki podniósł na niego oczy. „Co się z tym człowiekiem stało! — przemknęło Borowskiemu przez myśl.— Pod nudnym połyskiwaniem okularów tego kreta kryją się sarnie, żałośliwe oczy”. On tymczasem otwierał już usta, ale zdecydował widocznie inaczej, gdyż machnął niedbale ręką.
— A może tak jest dobrze — mruknął. — Może tak byc powinno.
(niem.) — Otóż i on!
po burszowsku — zwyczajem wziętym z niemieckiej organizacji studenckiej; wylewnie.
frater ma (z łac.) — braterstwo.
Kawiarnia ta w pierwodruku nazywała się „Rudy Kot”.
sekt krajowy — wino musujące.
etranżerek (z fr.) — cudzoziemiec; tu: kosmopolita, turysta.
Dauos — szwajcarskie uzdrowisko klimatyczne, przeciwgruźlicze. Opisał je w Czarodziejskiej górze Tomasz Mann.