WACŁAW BERENT
nieraz to przychodziło. Wówczas zrywał się, biegł do niej, tulił się, krył się twarzą w jej piersiach i krzyczał, że się śmierci boi.
— A ona przepłaszała nawet widmo śmierci?
— Tak — odparł Muller z jakąś ponurą powagą.
— Bagatela! — skrzywił się Hertenstein. — Czego te cu-do twór czy nie nie potrafią! I czego my od nich nie wymagamy! A one tak mało mają do rozdania od siebie, a tak wiele ze skarbca naszej wyobraźni. Wyobraźni! — powtórzył z naciskiem, patrząc Mullerowi twardo w oczy. — Bo nie chcesz chyba stać się śmiesznym i mówić poważnie o uczuciu. Podniecenie wyobraźni, jej pęd niepowstrzymany i szał wreszcie. W tym mieści się klucz do zagadki, dlaczego gęś stać się może przeznaczeniem dla takiego jak ty człowieka... „Przeznaczenie!” — „wyzwolenie!” — za dużo się tego dziś słyszy. Afrodytę z nas się śmieje.
— Mówisz jak Jelsky — żachnął się Muller. I wodząc dłonią po czole, z trudem jakby zmuszając się do mówienia: — Zbyt mało obchodzą mnie dziś twe porównania, ale jeśli chcesz koniecznie, to oprócz Afrodyty jest jeszcze Astarte1.
Hertenstein, głaszcząc długi łeb psa, spoczywający na jego kolanach, mówił spokojnie:
— Zlituj się, to była bogini tych na wpół gołych bestii o płaskich lubieżnych twarzach, o hebanowych w kwadrat ciętych brodach, w których tonęły usta i policzki, bestii o posągowych goleniach i czarnych kudłatych piersiach, potworów strojnych w szkarłat i złote obręcze. Przedstaw ich sobie tylko i przejrzyj się w lustrze: nie wskrzesisz! Przecież w tych czarnych, sytych, rozleniwionych w tropikalnym słońcu panterach fermentowało jak w podzwrotnikowych trzęsawiskach? Przecież w małych czaszkach tych brązowych kudłatych diabłów lęgła się tylko potworna, dzika, chaotyczna wyobraźnia? Przecież te ogniste ślepia, zmrużone pod wiechami brwi, nie dorosły pono jeszcze do błękitu?2 3 Baal miał za wielką paszczę, aby mógł mieć wystarczający dla boga mózg, Astarte za mało ducha jak na swe milionowe chucie. W walce bogów zgubiła ich gnuśność niższej rasy, zwyciężył intelekt... Poszukaj sobie innych bogów, mój drogi.
Muller słuchał w roztargnieniu. Podniósł się ciężko i, ukrywszy się w okiennej niszy za firanką, kreślił coś palcem na szybie.
— Bardzo barwnie, nader uczenie mówisz o bogach... Mój drogi, ty jesteś taki mądry — powiedz... powiedz, tak tylko! — co będzie po śmierci?
Hertenstein pokołysał się na biegunach, napił się wina i mówił:
— Pytała raz Maitrei4 męża, co będzie z nami po śmierci. „Za wiele żądasz — odpowiedział jej — o tym i bogowie nie wiedzą".
— Kim była Maitrei?
— Wielką kobietą, jedyną w dziejach świata, której duch rwał się w absolutne głębie. Ustami Maitrei przemawiają nieraz święte księgi Wschodu5. Prorokini. Jedyna!
Astarte (gT., z jęz. semickich) — w mit. fenickiej bóstwo płodności i miłości, dziewicze, a równocześnie czczone jako bogini--matka. Z kultem Astarte łączyła się prostytucja sakralna. Lucjan Rydel w swoim Dies irae pisał: „Zdrowaś Astarte, pożądliwości pełna".
te ogniste ślepia [...] nie dorosły [...] do błękitu — może to być aluzja do myśli C. Norwida o posągach chrześcijańskich, w których (jak sądził) po raz pierwszy postacie mają wzrok skierowany ku niebu. Pogląd ten Norwid wyraził w Assuncie (1907), a także w opowiadaniu symbolicznym Ad leones („Chimera” 1901. z. 1, s. 39).
Baal — kananeiski bóg przyrody i płodności; w Biblii uosobienie krwiożerczości bóstw pogańskich.
Maitrei —jedna z żon Jadżniawalkji, filozofa i mędrca znanego z upaniszad (Wielka leśna upaniszada była tłumaczona częściowo przez Berenta).
święte księgi Wschodu — chodzi tu o następujące teksty Samhitas (Rigweda, Yajurweda, Samaweda, Ałharwaweda), Brak-manas, Upaniszady, Bhagawadgita, buddyjskie 7Yipitaka (sutra. winaja, abidharma), Dhcimmapada