WACŁAW BERENT
wytłumił się lęk z jej piersi.
Wówczas serce takie osiąga cenę ozdoby — dla próżnych.
— Henryk! — powtórzyła trwożnie.
A mnie dopiero po kilku minutach zwrotne echo wrażenia przyniosło ten jej głos.
— Mówisz?... — spytałem, zapatrzony na lodowiec.
— O tobie myślę. Gdy tak twej dziwnej mowy słucham: takich przemyślanych, przebolałych słów; gdy na te oczy zawsze gdzieś zapatrzone spojrzę... IV już samym sobą żyć zaczynasz, samego siebie już przetrawiasz. Henryk, ty koronę męczeńską na czoło sobie wciskasz!
— Hilda, powiem ci tajemnicę moją.
— Mów!
— Szatan zwierciadło mi swoje od dawna już przed oczy postawił.
I tylko gwiazdy ponad nami drgały; zewsząd sączyły się wody z szmerem, pluskiem i dalekich gwarów skłóconym echem. I ten suchy skrzyp świerszczy, ta dziwnie kłótliwa muzyka po nocy. Chłód czy trwoga dreszczem po raz drugi ją przebiegły. Zwróciła się gwałtownie i poszła w stronę zamku.
Powlokłem się za nią jak cień.
Gdyśmy przechodzili przez salon, usiadłem przy fortepianie, prosząc ją oczyma, aby się zatrzymała. Radosne, niespodziane zdziwienie rozjaśniło w jednej chwili jej czoło, rozpłomieniło twarz całą. Podbiegła, prędka i lekka jak dziewczyna, i gdym jedwabny poszum jej sukni uchem jeszcze łowił, otwierała z pośpiechem fortepian.
Potem przysiadła się do mnie, cicha, uległa, i splótłszy dłonie opuszczonych rąk, dumała nad czymś w skupieniu. Nagle przygarnęła się do mnie i objęła z całych sił za szyję.
— Henryku!... — (zdawało się, że zapłacze)... — Henryku!... (zaśmiała się gorączkowo) ty sam pewno nie wiesz, ile w tym jest z ojca, z tych gór, z tej doliny całej. Widzisz, ten ustęp: ta skarga pod koniec!... (i rzuciła dłonie na klawisze,
ti
aby ją odszukać). Te surmy początkowe, co się rozkołyąsK w rytmie po wiolinowej22 stronie i zamieniły w pieśń, w |e gendę, w dumkę, w płacz!... Albo ta potęga tego marsza, te pobrzęki spiżowe i jęk ziemi pod stąpaniem ciężkim A w miarę jak grasz, czuć, jak się to w górę hejnałem unosi i płynie w mgłach, w oparach: „Widma! widma!" — chciałoby się zawołać... A poprzez wszystko, te szmery, pluski, wody gawędy!... Skąd w tobie to wszystko?
Przez jakiś czas odszukiwała tego wszystkiego po klawiszach. Po chwili opadły jej ramiona — i znowu ta zaduma
— Widzisz — mówiła jakby ze sobą — tak się utrwala wszystko, co ginie. To jego drugie, nieśmiertelne życie . A ty ślepiec jesteś szczęśliwy!
Przeszła w drugi koniec fortepianu przerzucać me nuty i notatki. Po czym wsparłszy głowę na łokciach, zatopiła palce tych dużych białych rąk w mahoniową gąszcz włosów i zapatrzyła się we mnie przenikliwie.
— I czego ty się lękasz? czego tobie jeszcze brak?
Poprosiłem ją oczyma, aby się zbliżyła, i pochwyciwszy te
jej ręce, z całych sił wciskałem je sobie w skronie.
— Mocy!... Mocy!...
I zwiększył się tylko niepokój mój w tym uświadamiającym się poczuciu własnej słabości. Tak somnambulik w półśnie swoim uświadamia sobie nagle, że wokół nigdzie oparcia nie ma, że go teraz wola musi wywieść stamtąd, dokąd go tak bezpiecznie zawiódł sen.
Ukrywałem się przez dzień cały w bibliotece. Zacisznie i bezpiecznie czułem się w tym trupim zapachu starych ksiąg, pod czystym wejrzeniem zawisłego u błękitu lodowca.
Z rozkoszą pieściłem się starymi księgami. Cieszyły mnie naiwne rysunki miniatur, iluminowane23 z tak mozolnym
22 wiolinowy (z wł.) — skrzypcowy; tu: wyższa część skali dżwię kowej fortepianu.
23 iluminacja (z łac.) — tu: barwne inicjały i miniatury rękopi sów śrdw.