112 WACŁAW BERENT
_O!... O!... — wszczęły się szemrania przy stole.
— Jest tu człowiek małoduszny, co drwić z siebie nie potrafi! — huknął Muller i uderzył pięścią w stół, aż się kieliszki zatrzęsły.
— Bądźcie mi bardziej szczerzy! — prosił Hertenstein. — Wszak wy wszyscy, ilu was tu jest, piszecie po nocach na wyścigi paszkwile na swych przyjaciół i swe otoczenie. Taką jest dziwna psychologia amiłie de bohime1 2.
Niezmordowany Muller zanucił powtórnie:
Tak, tak, tak,
W tym cały sztuki smak!
— Panowie — huczał już von Hertenstein na całą kawiarnię — oto znalazł się między nami przypadkowo słynny autor Przeznaczenia. „Nasz!” krzyczmy, choćby on w każdym słowie swoim był zaprzeczeniem wszystkiego, czego my byśmy pragnęli; „nasz!” krzyczmy tym głośniej, im większą będzie jego popularność. Bo wszak on nasz byt usprawiedliwia ^7. Sztuka jest, prócz dla tych, którzy się dla niej rodzą, jeszcze tylko dla próżniaków, z których potem traf, kobieta, redaktor wyławiają tak zwane talenty, zaś policja, przytułki i szpitale — tak zwane męty...
— Silentium! — uderzeniem kułaka w stół zgłuszył Muller szemrania.
— ...Panowie, przed nami stoi — źle mówię! — przed nami siedzi człowiek, któremu słuszna pycha wzdyma krawat i rozpiera kamizelkę... W porę przynoszą szampan! Autorowi Przeznaczenia nie dość widzieć nas trzeźwymi, on chce nas upić: podobnie jak kazałby nas pławić w kałuży, gdyby to było w jego mocy — nas, mierzwę swego życia3,
nas, cośmy go swoim bólem wykarmili, pierwsi odgadli, pierwsi odczuli!...
Zaszurano krzesłami.
Turkuł zerwał się dopiero teraz na równe nogi. W długim aż po stopy tużurku, ze wzdętym krawatem, z wypiekami, co w jednej chwili wytrysły mu na policzkach — wyglądał jak indor gotowy do ataku.
— Precz z tym winem! — wrzeszczał tymczasem malarz.
— Cicho, Pawluk! — ty stokroć brutalniej rozkoszować się nami będziesz za lat dziesięć. I więcej takich znalazłoby się tutaj. Ten człowiek — Hertenstein z niezmąconym spokojem wskazał na Turkuła — ten człowiek może mnie odpychać jak zimny metal, a jednak — on jest dla sztuki stworzony! Zapytajcie się waszej zawiści, ona jest najszczerszym głosem artystycznego sumienia.
Turkuł osunął się z powrotem na kanapę i ze wzgardą odrzucił od siebie niedopałek papierosa.
— ...Zapytajcie go, ile on uczuć przemóc, przesilić, zniewolić w sobie musiał, a zrozumiecie może jego niechęć ku nam. Jego pycha naszą miękkość czuje. Nie pytajcie się natomiast, ile ten człowiek szczerych, prostych ludzkich uczuć potrato-wał w życiu. Gdzie jest zwycięzca, tam muszą być ofiary, gdzie tryumfuje czyn, tam musiało być zdeptane uczucie!... A ja poprzez męty uczuć waszych sentyment, biedni, widzę!...
Tym razem zaroiło się poważnie przy stole; ktoś ze złości stłukł kieliszek, kilku porwało się z miejsc.
— Nicht wdhnen, Halunken! — ich sei einer von den ihri-gen49. Przepadniemy!... A teraz, kto z was nie jest najnikczemniejszym filistrem, kto nie drży przed losem, jaki sam so- 4 5
amitie de bohime (fr.) — przyjaźń cyganerii artystycznej.
Aluzja do słów Nietzschego o człowieku przedmiotowym.
nos, mierzwę swego życia — podobną metaforę z „patologii roślin" (określenie Jelsky’ego) zawiera powieść S. Przyby szew--e-krergrj Synowie ziemi. „Każdy z tych «artisłes maudits* [artystów przeklętych], tych nędzarzy, co torowali drogę przyszłości, tego na-
wozu, z którego miało jakieś sprytne ziarno wyciągnąć najkosztowniejsze zasoby do życia, z jego pomocą wybujać i przynieść obfity plon, każdy z nich czuł nad sobą tego strasznego upiora" [publiczność] („Chimera” 1901, z. 1, s. 71).
(niem.) — Nie łudźcie się, łajdaki, jestem jednym z was. Jest to zmodyfikowany cytat z wiersza Heinego pt. Fresco-Sonette an Christian Sethe (Do Christiana Sethe).