IMGW23 (2)

IMGW23 (2)



WACŁAW BERENT

u nóg swego pana, wyciągał łapy sztywno przed siebie, mrużył ciężko oczy i drzemał, wstrząsając się od czasu do czasu jakby pod zmorą snu przykrego lub rojem dokuczliwych wspomnień.

—    Jaki on wrażliwy!...

—    Suka — bąknął Hertenstein nie przestając się kołysać.

Muller odrzucił instrument w drugi kąt otomany, głuchy

pobrzęk strun obudził psa: uniósł łeb, obejrzał się i już oczy zamykał, zanim głowę do snu ułożył. Po chwili znowu łeb uniósł i spojrzał bystro na swego pana. „Mówcie cośkolwiek” — zdawał się niepokoić.

Hertenstein podniósł się powoli i nalał wina.

—    Pij! — Uśmiechnęli się ku sobie jak ludzie bardzo zmęczeni i sięgnęli po kubki.

—    Niebrzydka — mówił Muller obracając czarkę w dłoni. I wnet potem bez żadnego przejścia: — Prawdopodobnie przyjdzie i na ciebie kolej niebawem. (Roześmiał się sucho.) Przecież to z Jelskym niedługo potrwa. A ktoś zająć się nią musi.

—    Szukaj brutalniejszych — odparł mu spokojnie i osunął się na fotel — albo bardziej egzaltowanych. Jaw gąskach nie umiem odkrywać skarbów poezji. „Wyzwolenia” szukać już dawno przestałem u kobiet.

Muller rzucił się tylko na otomanie, ale nic nie odpowiedział.

—    Gdzieżeś ty spał wczoraj?

—    Na plein air’ze1.

Hertenstein wzruszył ramionami. Po chwili zaś, rzuciwszy nań okiem:

-Pij!

I znowuż milczeli długo, uparcie. Pies zadrżał raz po raz we śnie, czasami łeb zadzierał, prężył swe długie cienkie nogi i szyję jakby w bólu w tył odrzucał. Nagle zerwał się

i przegięty w sobie, jakby garbaty, dreptał cicho po dywanie, snuł się jak cień po kątach.

—    Cisza tu u was... Smutek, ale jakiś niespokojny. Za da leko od życia.

—    Przywykłem. Potrzebuję.

Nagle, wstrzymując bieguny:

—    Z Jelskym jest gorzej, znacznie gorzej!

—    Niźli z kim?

—    Z nami chociażby. — Roztargnionym ruchem zgarnął włosy z czoła i rozkołysał gwałtownie bieguny.

Muller zerwał się nagle, wychylił duszkiem kubek wina i nacisnął beret na głowę.

—    Pójdę — krzyknął.

—    Dokąd?

Wzruszył ramionami:

—    Gdzie bądź, w jakiś najciemniejszy kąt, z dala od ludzi Widzisz, i tu nawet nie mogę. Człowiek, stworzenie, sprzęt każdy ma dla mnie jakiś grymas niepewności i lęku, trwogi czy złej wróżby. Niepokoi mnie wszystko, na co spojrzę, i wydaje mi się, że wszystkiemu, na co popatrzę, ten niepokój udzielać się musi. Kunicki powiada, że to od picia. Ja przesycam wprost atmosferę tym przenerwieniem, w krótkim czasie potrafię zatruć nim każde miejsce, gdziekolwiek spokoju szukam. Po prostu wierzę, że to się nawet martwym przedmiotom udziela. Gdy sam w pokoju jestem, gotówem przysiąc, że tak jest. Chociaż Kunicki powiada...

—    Głupi jest ten twój Kunicki — wtrącił chmurnie Hertenstein. — Mów!

—    Widzisz, to przychodzi w chwilach dusznego oniemienia i bezwładu, kiedy myśl nawet staje, a instynkt krzyczy: „Ludzi! ludzi!” — ciepła ludzkiej dłoni, ciepła ludzkiego oddechu... Borowski to rozumiał, sam miewał; powiadał, że to ona jest: zmora życia. Ja myślę, że to jest jeszcze nieuświadomiony paniczny lęk samego ciała przed pustką w sercu, w duszy: co wolisz. Horror uacui — wiesz? Na Borowskiego

1

plein air (fir.) — pod gołym niebem; dopiero później słowo to zleksykalizowało się w polszczyźnie jako „plener”.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
41556 IMGV46 (2) 72 WACŁAW BERENT Zastukano do drzwi. „Oczywiście baba z plotkami”. —   &n
IMGV62 (6) 104 WACŁAW BERENT —    Very well! Jelsky ożywiał się jak rtęć i wyciągał
IMGW54 (2) 288 WACŁAW BERENT tyłem z ducha swego kładł. I każda bańka więcej tęcz dla mnie miała, a
IMGW54 (2) 288 WACŁAW BERENT tyłem z ducha swego kładł. I każda bańka więcej tęcz dla mnie miała, a
IMGV23 26 WACŁAW BERENT Czasami się zapamiętywa. —    Zochna?... Uśmiecha się miękko,
IMGV95 (3) 170 WACŁAW BERENT szy ciężko, solidnie, jakby dla zrównoważenia tej pesymistycznej melanc
IMGV96 (4) 172 WACŁAW BERENT —    Chłop tylko w gorzałce smak znajduje. W takim spoko

więcej podobnych podstron