82 Z. KRASIŃSKI: IRYDION
rodzinną mową. Czyż on nie zwiastował powtórnego przyjścia Boga twego? Jan, niegdyś samotny, bezbronny, wołał na pustyni, że nadchodzi Syn człowieka, ale Ten, który umęczon będzie. Ojciec mój poprzedził Tego, który zwycięży — Tego, co królować będzie — Tego, o którym zwątpiłaś!
KORNELIA. Ja?
IRYDION. (Chwytając ją za ramię) Boś sądziła, że On tę ziemię zostawi na łup Rzymianom — ty myślałaś, że On krwi waszej niesyty będzie!
KORNELIA. Zgubiony — ach! Panie! A jednak ogień wiekuisty, ogień cherubów w oczach mu jaśnieje!
IRYDION. Uwierz! Ty się nie domyślasz, co mnie czeka jutro. Uwierz — ja wodzem ludu twego. Uwierz, a Jowisz z Kapitolu runie, by nie powstać więcej. (Słychać kroki) To Wiktor, to niewierny! Zostań! Ja wrócę za chwilę. (Wchodzi w ciemne przejście)
KORNELIA. (Przyklęka). Serce biedne, nie moje, nieznane serce, ty, co bijesz tak rozdzierająco, módl się do Chrystusa. Panie — Panie, odpowiedz słudze Twojej!
Od krzyża nigdym oczu nie spuściła ku śmiertelnym twarzom — a teraz, o Panie, dwoje ócz utkwiło mi w pamięci — jego oczy — jego, Panie!
I jako prorok, i jako święty, i jako archanioł on staje przede mną i mówi, a ja go słucham, Panie! — i chciałabym skonać. (Głowę zniża między ręce) Zmiłuj się nade mną!
WIKTOR. (Wchodzi z orszakiem) „He razy zbierzecie się w imieniu moim, będę z wami”. Czemu nie usłuchałaś słów tych dzisiaj? Ciebie i Symeona z Koryntu, i innych wielu nie dojrzało oko moje. Córko, zostaw ścieżki samotne nieprawym i odwróć się od nich, kiedy za grobami schyleni, naradzają się chytrze.
KORNELIA. Ojcze!
WIKTOR. Czy przynajmniej modliłaś się tutaj w uczestnictwie nas wszystkich?
KORNELIA. Modlę się, ojcze.
WIKTOR. Czy sama tu byłaś?
KORNELIA. Ojcze! sama jestem.
WIKTOR. Drżysz jak światło gasnące — co tobie się stało, Metello?
KORNELIA. Szukam Boga, Pana mego, i znaleźć Go nie mogę.
WIKTOR. Największym świętym przydarzały się chwile niepewności. Znać wtedy, że nieprzyjaciel w pobliżu. Módl się więc i czuwaj, bo duch skory, ale ciało słabe. (Wychodzi)
KORNELIA. Ojcze!
WIKTOR. (Odwracając się) Co, dziecię moje?
KORNELIA. Czy już bliski poranek?
WIKTOR. Dopiero noc się zaczęła.
KORNELIA. A dzień sądu czy bliski, ojcze?
WIKTOR. W każdej chwili Syn człowieka może nas powołać przed swoje oblicza. Czy ty co przeczuwasz?
KORNELIA. Nie — tylko słabo mi bardzo — tylko wiedzieć chciałam.
WIKTOR. Dziś jeszcze w Eloimie16 ofiarę świętą odprawię za ciebie. Schorzała dusza twoja i ciało zmęczone pokutami — wstań, nie trwóż się, idź zasnąć, córko! (Wychodzi)
KORNELIA. Czemu nie zatrzymałam biskupa! (Irydion wchodzi) Słyszę stopy lekkie, stopy kusiciela. (Odwraca się) Ach! piękny, piękny jak anioł! Wiktorze, Wiktorze!
IRYDION. Nie usłyszy ciebie.
KORNELIA. (Obejmując sarkofag ramionami) Popioły świętych, strzeżcie mnie tej nocy!
IRYDION.- Czego się lękasz?
18 Eloim — przybytek Boga; tu: miejsce, gdzie biskup odprawiał mszę.