i semiotycznym systemem tamtej kultury, zatem z duchem prawdziwej Słowiańszczyzny, wchłonięci przez obcy świat, zachłannie ich zawłaszczający. Przede wszystkim przez kulturę chrzęścijańsko-łacińską, najzupełniej obcą systemowi kultury słowiańskiej i przeto tępiącą ją zajadle od momentu polania głów pogańskich wodą chrztu świętego.
Chodakowski miał poczucie misji, marzył o przywróceniu zamarłego głosu Stowiańszczyźnie, toteż, jak większość owładniętych misją, wykraczał poza opłotki racjonalności, szybując na skrzydłach wiary, nadziei i miłości. Miłości do Słowiańszczyzny graniczącej z fanatyzmem, wiary w jej sławną przeszłość, nadziei na możliwość odczytania „księgi ziemi”. Z tym nastawieniem duchowym nie mógł zostać badaozem dawności i zbieraczem nie pozbawionym krytycyzmu. Krzywdząco nazywano go dyletantem. Był raczej poetą dawności o ogromnej wyobraźni, trochę fantastą zniewolonym przez idee fixe. Dostatecznie to wiele, aby podziałać na wyobraźnię innych i utrwalić się w pamięci ludzkiej jako legendarna postać słowiańskiego maga.
Dla współczesnych pozostało po mm właściwie jedno pismo i legenda osoby. Pismo nazywało się O Sła-•wiańszczyźnie przed chrześcijaństwem, a wydrukowały je „Ćwiczenia Naukowe” w 1818 r., nie przewidując raczej, iż puszczają w obieg święty tekst polskich romantyków. Gdy w 1835 r. opublikowano znowu tę rozprawę, już jako druk odrębny, jej sława była ustalona, grono zwolenników nader liczne i skrystalizowany charakter manifestu, nadany przez odbiorców.
Manifestu literackiego, zapewne, ale także światopoglądowego, a nawet manifestu mody. Bo i w tym wąskim zakresie mody, stylu bycia, okazał się Choda-