W pewnej mierze nieistotna jest zasadność interpretacji tych rzeźb ani dociekanie, czy rzeczywiście dawały one podstawę do identyfikacji ze Słowianami. Byron w Wędrówkach Childe Harolda „odkrył” rzeźbę Gladiatora i przypisał mu fikcyjną biografię barbarzyń-cy-Daka. Nasi romantycy Daka przemienili w Słowianina i przy okazji zesłowianizowali też inne rzeźby. Naprawdę ważna w tym zabiegu pozostaje potrzeba wpisania słowiańskiego rodowodu w antyk i takie zarazem odczytanie cech plemiennych, które stanowiło część walki romantyków o współczesnego człowieka odkupionego dla wolności. W ujęciu Mickiewicza Słowianie na to odkupienie czekają ciągłe od czasu Gladiatora konającego po współczesność XIX wieku.
W pewnej mierze w ogóle czekają. Na swoją rolę i na poznanie siebie, na własną tożsamość. Tak widzi tę sytuację Norwid w późnym, pięknym wierszu Słowianin skierowanym do Teofila Lenartowicza. Jego Słowianin tkwi przy polnej drodze niczym kamień „co sługiwał był w różnych szturmach na okopy” obojętny na to, że gdzieś biegną druty telegrafu i kolej żelazna. Nie wiadomo zresztą, czy na pewno jest to kamień. A może kość wielkoluda, jak utrzymuje wieść gminna?
Norwid nie ułatwia rozwiązania symboliki kamienia i kości. Jak zwykł często czynić, zostawia smugę tajemniczej niejasności, odwołując się do intelektualnej współpracy odbiorcy — „co sam sobie w jaśniejszą alegońę zamień”. Wolno sądzić, że ani kość, ani kamień nie są prostą alegorią Słowianina. Ważniejsza jest aura skojarzeniowa kamienia i kości wskazująca na daw-noić, archaiczność, mocaroość (wszak to kość „wielgo--tada"'), na przyporządkowanie do kultur „kopalnych”, me do żywej cywilizacji. _
Ale kamień jest zarazem symbolem trwałości, kamienie miały swoje utajone życie — dlatego m. in. tak fascynowały alchemików — kamień wyznaczał początek cywilizacji i początek sztuki. W rękach człowie-ka-twórcy przestawał być tylko kamieniem, mógł stać się posągiem Apollina. Znów metafora? Tak, i nie ma sensu wieloznaczności skojarzeniowej kamienia ze Słowianinem sprowadzać do prostych formuł ani do w pełni jasnych związków alegorycznych. Niechaj najistotniejszy pozostanie projekt wielu możliwości wpisany w kamień jako budulec sztuki i cywilizacji. I takim potencjalnym projektem czekającym na realizację byt dla Norwida Słowianin.
Nie znaczy to bynajmniej, aby dla romantyków Słowianin oznaczał wyłącznie wielką niewiadomą, aby nie umieli konstruować zręcznych charakterystyk zbiorowej osobowości słowiańskiej. Zwłaszcza dla celów za-bawowo-ironicznych, dla autokpiny. Takim prześmiewcą charakterologicznych „sławi anizmów” okaże się znowu Norwid wyszydzający słowiański amorfizm, czułośtko-wość, płaczliwość, sentymentalne roztkliwianie nad sobą, zwłaszcza po dużej wódce.
Norwid także, bardziej niż inni romantycy, ku czemu późniejszy czas jego działalności dal sposobność, podjął polemikę z pewnym apologetyzowaniem cech rdzennych, rodzimo-plemiennych i z krytykami wpływów Zachodu deformującymi jakoby oryginalność słowiańską. Przesadny pietyzm wobec rodzimości, jaki pojawił się wśród slowianofilów rosyjskich, odbił się także na ich widzeniu Polski i roli odgrywanej przez nią w Słowiańszczyźnie. Polski nazbyt przesiąkniętej obcymi naleciałościami, zapatrzonej w Zachód, nie dość pilnie konserwującej własną słowiańskość. Stąd 4 ..Ja, głupi Słowianin"