286 Em ile M. Cioran
Nie ma chwili, która nie wyrwałaby mnie czasowi, jeśli nie wypełnię jej sobą. Będę się błąkał po wsze czasy na granicach innych światów, mając tylko siebie za pokarm.
Trzeba być niesprawiedliwym wobec świętych, by przyjąć, że ten świat jest usprawiedliwiony.
Całe moje życie będę biegł ku światu, w którym ludzie mają złudzenie istnienia, by jakiś inny świat objął mnie mocniej, o wiele mocniej. Miotanie się pomiędzy tymi dwoma lub pomiędzy niezliczonymi światami, które znajdują się między nimi, ma posmak nieba i tragizm ziemi. Uśmiech aniołów przyćmiewa poznanie. Ileż to razy wiedza pozostawiła nas samotnych w nieszczęściu, pozbawionych niebiańskich tchnień... Nasze żale, przemienione w klątwy, są filarami świata. Czy trzeba, by się zawalił, byśmy zostali pocieszeni? Niech anioły zstąpią nam na pomoc.
Ten, kto zrozumiał, że ten świat nie przekracza kondycji złudzeń, ma jedynie dwa wyjścia: stać się wierzącym, uwalniając się od świata, lub ocalić świat, niszcząc samego siebie. Ofiara z naszego życia jest ustępstwem, które czynimy na rzecz ziemi. Również złudzenia mają swój ołtarz. A cienie karmią się naszą krwią i naszym wyrzeczeniem. Czy poddanie się i tchórzostwo w obliczu wieczności stanowią szkielet świata, któremu się zawierzamy? Czy może odpowiadamy jedynie na pokusę? Czyżby złudzenia posiadły mnie całkowicie? Czy mógłbym nieszczęście oddać na wyłączne usługi pozorom? Łudząc się, ocaliłbym je, a byłaby to tylko jedna ułuda spośród wielu.
Jedno przeczucie ekstazy warte jest życia. Za każdym razem, kiedy granice serca przekraczają granice świata, wstępujemy w śmierć dzięki nadmiarowi życia. Zawartość serca, w którym błąka się wszechświat. Serce otwarte na wszystko lub rozdarcia serca... Krew serca, która plami jedynie niebo. O Boże, nasze rany okryją niebo purpurą!
Czy moje serce uwolniło mnie od ziemi? Czy ją pochłonęło? W jakim zakątku jej szukać, w jakiej otchłani siebie odnaleźć? Boże, rzuciłem się w przepaść mego serca!