398 O poezji naiwnej i sentymentalnej
rzy — decyduje o tym, które utwory się podobają i są szczególnie łubiane. Normalną kondycją większości ludzi jest po jednej stronie wytężona i wyczerpująca praca, po drugiej stronie gnuśne używanie. Praca jednak, o czym wszyscy wiemy, czyni zmysłową potrzebę odprężenia duchowego i zaniechania aktywności nieporównanie bardziej palącą od moralnej potrzeby harmonii i absolutnej wolności działania, ponieważ przede wszystkim musi być zaspokojona natura, zanim duch może wysunąć swoje żądania; sam duch krępuje i obezwładnia te popędy moralne, które mogłyby z takimi żądaniami wystąpić. Toteż nic nie jest bardziej niesprzyjające wrażliwości na prawdziwe piękno, jak te dwa nader u ludzi powszechne stany, i ten fakt tłumaczy, dlaczego tak niewielu, nawet z tych lepszych, ma właściwy sąd w rzeczach estetycznych. Piękno jest wytworem zestrojenia ducha ze zmysłami; przemawia jednocześnie do wszystkich władz człowieka i dlatego też może być przezeń odczuwane i doceniane tylko w warunkach pełnego i swobodnego użycia wszystkich jego sił. Potrzebne są do tego zmysły otwarte, serce szerokie, umysł świeży i nieosłabiony; człowiek musi w takich razach skoncentrować całą swoją naturę, do czego niezdolny jest ten, kto wskutek myślenia abstrakcyjnego jest sam w sobie podzielony, przez drobiazgowe kupieckie formuły zawężony i natężeniem uwagi zmęczony. Tacy ludzie pragną wprawdzie materiału zmysłowego, nie po to jednak, by na nim ćwiczyć dalej swoje siły intelektualne, lecz by ich grę zatrzymać. Chcą być wolni, ale wolni tylko od ciężaru męczącego dla ich bierności, nie od ograniczenia krępującego ich aktywność.
Czy można się więc dziwić, że takim powodzeniem cieszą się w rzeczach estetycznych miernota i pustka
i że umysły pospolite mszczą się w ten sposób na pięknie prawdziwym, dynamicznym? Liczyli, że znajdą w pięknie odpoczynek, ale odpoczynek na miarę ich potrzeb i ubogich wyobrażeń; z przykrością więc stwierdzają, że teraz dopiero oczekuje się od nich wysiłku, do jakiego są może niezdolni nawet w swoich najlepszych momentach. Tam natomiast są mile widziani tacy, jacy są; choćby niewiele przynieśli ze sobą energii, jeszcze mniej będą jej potrzebowali, by ogarnąć bez reszty ducha swojego pisarza. Od wysiłku myślenia są tam od razu zwolnieni i odprężona natura może w błogim rozkoszowaniu się Niczym wypoczywać na miękkich poduszkach Płaskości. W świątyni Talii i Melpomeny, tak jak wygląda ona u nas, króluje ta ulubiona Bogini, przyjmuje na swoje szerokie łono otępiałego uczonego i wyczerpanego kupca i kołysze ducha do magnetycznego snu, ogrzewając odrętwiałe zmysły i słodko kołysząc wyobraźnię.
I dlaczego nie mielibyśmy wybaczać umysłom pospolitym tego, co dostatecznie często przytrafia się także najznakomitszym? Odprężenie, jakiego żąda natura po każdym dłuższym stanie napięcia i jakie sobie gotuje nawet bez żądania (a tylko takie momenty zwykło się przeznaczać na rozkoszowanie się dziełami sztuki), tak bardzo nie sprzyja estetycznej władzy sądzenia, że w klasach naprawdę pracujących niewiele znajdzie się ludzi, którzy w sprawach smaku mieliby sąd pewny i, co tu szczególnie jest ważne, stały. Niezmiernie często się zdarza, że w sądach o pięknie uczeni fatalnie się kompromitują wobec światowców o wyrobionym smaku i że zwłaszcza zawodowi sędziowie sztuki są pośmiewiskiem dla wszystkich jej znawców. Ich wyczucie nie kultywowane, już to egzaltowane, już to prymitywne, najczęściej wprowadza ich w błąd,