62 Em ile M. Cioran
lub skrajne napięcie zakłócą łagodność i czystość melancholii, może się ona stać twórcza. Wielcy kompozytorzy zawsze umieli wstrząsnąć melancholią — porywem uniesienia, pasją i gwałtowną energią. Nieskończoność melancholii staje się wtedy potężną wibracją, nieokreślone dążenia — stanowczymi porywami, przeczucia stają się grzmotem piorunów, łzy — burzami, niematerialne migotanie — wolą urzeczywistnienia, lot ponad światem — skuteczną realizacją w świecie, a smak — eksplozją. Nie istnieje bardziej twórcza skłonność niż melancholia poruszana antynomiczną zasadą. Pragnienie nieskończonego świata staje się pragnieniem tworzenia światów nieskończonych, a dążenie do stopienia się w płynności nieskończoności — dramatyczną afirmacją w nieskończoności. Demiurgiczna świadomość przemienia nieokreśloność melancholii w napięcia i pioruny, sycąc swymi uwodzicielskimi złudzeniami drżące z nadmiaru falowania płomienie. Wejście na demiurgiczny poziom czyni z naszych marzeń projekcje życiowe, a z żalu — nieodparte porywy uniesienia. Przypływ tworzenia jest falą czystości i dramatu, odpływ — w przyjemnym zobojętnieniu — jest jak powrót do utraconej czystości. Jeśli poprzez tworzenie trzeba by było wyrzec się na zawsze słodyczy czystej melancholii, któż spośród nas nie wyrzekłby się tworzenia?
Czy myśl nie prowadzi mnie ku wszystkiemu? Czyż nie byłem tym, czym pragnąłem być i czy nie mogę stać się tym, czym chcę? Czy nie byłem kolorem, wiatrem, grzmotem? Czyż nie wchłonąłem wszystkiego, co poczęła śmiałość myśli? Czy nie mogłem być kimś innym równie często, jak byłem samym sobą? Czyż nie byłem na przemian wszechświatem żalu, dążeń, smutku i radości?
I czy nie będę mógł stać się kolejno wszystkimi kolorami, klóre istnieją i które tylko można sobie wyobrazić? ('hciałbym się bowiem spełnić w kolorach, być na przemian żółcią, błękitem, fioletem, pomarańczą, błądzić po kolorach, Ucząc je. Być melancholijnym w błękicie, szalonym w czerwieni, smutnym w żółci, wesołym w zieleni, nostalgicznym w fiolecie, łagodnym w kolorze pomarańczy. Niech moje istnienie przemierza paletę chromatyczną, niech będzie źródłem i zwierciadłem kolorów. Niech rozchodzą się ze mnie promienie, będące przesłaniem dla nieskończoności, a we mnie niech odbijają się w sobie wszystkimi odcieniami, by cały świat okryć szatą migotliwego marzenia.
Skąd pochodzi głębia miłości, jeśli nie z negacji poznania? To, co płytkie w poznaniu, staje się absolutem w miłości. Cała obiektywna wiedza jest płytka, powiązanie przedmiotów siecią relacji powoduje utratę ich wartości. Poznając jakąś rzecz, czynimy ją podobną do innych; im więcej wiemy, tym bardziej rzeczywistość staje się zwyczajna, pospolita, uboga, gdyż poznanie niczego nie ocala, lecz stopniowo niszczy istnienie. W każdym obiektywnym poznaniu, które rozpatruje rzeczy zewnętrzne, ujmuje je w prawa i ustanawia pomiędzy nimi relacje, które pojmuje wszystko i wszystko chce wyjaśnić, istnieje niszczycielskie pragnienie, a kiedy poryw ku poznaniu staje się pasją, nie icst ona już niczym więcej niż formą samozniszczenia. Tymczasem kochamy o tyle, o ile negujemy poznanie, o ile potrafimy oddać się w sposób całkowity jakiejś wartości, czyniąc ją absolutną. A gdybyśmy kochali jedynie nasze pragnienie miłości czy nawet samą naszą miłość, w zapale tym nie mniej byłoby negacji poznania. Poznajemy prawdziwie jedynie w chwilach, gdy poddajemy