V. MIŁOŚĆ 31
V. MIŁOŚĆ 31
rcacji, wyżywaj
t Tak jak Orzes*. Ua niego pęyyijyjj vość, jest funkcja it sprawą ducha pamięci wieśnia. ujawnia się te&J
>1 and Barthes pi. ry miłosnej”:
nstytuuje się dzię-l poluje, podróżuje; a się (żegluje, wy- i jyźnie, który mówi ; k Mężczyzna, któ-| gOjjjgny. Ów męż-llatego, że jest za- \
żeński. Patriar-lega osłabieniu, owy i pali w pie-rzynosi skutku: riązków. Pozwą-branka nie .chce
r czeka. Po odej-jzpala w piecu, dzi postać żony rzez nią modli-wione w środku [ postacie kupi-łada do środka, tniłości: boskiej ntakcie pomię-ą do siebie dwa osny i dyskurs
i 20.
religijny. W obu chodzi o nawiązanie kontaktu z tym, co bezpośrednio niedostępne.
Stosunku Pawła do Franki nie zmienia także jej zamach na życie męża. Dopuściła się go w akcie desperacji, zbita, upokorzona na oczach całej wsi, w wariackiej logice natychmiastowej zemsty, wyrównania rachunków. Prawdziwy wstrząs Franka przeżywa później, gdy widzi, jak mąż wstawia się za nią u wiejskiego policjanta:
samej siebie ja boję się... tego, co zrobiłam, boję się... od tego momentu, kiedy przez szczelinę widziałam i słyszałam, jak on za mnie uradnika prosił, cościś mnie takiego zrobiło się, że już żyć nie mogę... Gryzie mnie tak we środku, spać nie daje [...] Jakie już moje życie na tym świecie! Ręce i nogi mam związane, boję się znowu licha jakiego narobić i tego życia boję się [...] Nic mnie już niemiłe, niczego już nie chcę... Jak w grobie zakopana... (s. 212-213).
Te obawy doprowadzają Frankę do samobójstwa. Nie umie żyć &e świadomością dobrą okazywanego jej przez Pawła. Dlaczego? Dlaczego doświadczenie pozytywne jest tak przykre? Dlaczego dobro zabija? Ponieważ jest nie-ludzkie, nie-z tego świata, ponieważ burzy wyznawany przez Frankę porządek egzystencjalny: „Jak człowiek umrze, to go w ziemi robaki zjedzą, i koniec” (s. 67). Ponieważ nie pozwala czerpać siły istnienia wyłącznie z poczucia krzywdy.
Można wiec powiedzieć, że miłość zmusza bohaterów do wyjścia pozą świat zastany: Paweł zapomina ęre gulach patriarcłialńych; Franka dostrzega „węziznę” swojej filozofii życia, jej zamknięty cha-rąktęr. Na ogół to wyjście jest relatywne. Barthes, a przecież nie*on jeden, pisze o miłości jak o chorobie, która prowadzi do otrzeźwienia.
Nieprawdą jest — powiada Orzeszkowa — że ludzie zdrowi, silni, z natury nieułomni umierają z cierpień moralnych. Silny, zdrowy, chłopski organizm Pawła Kobyckiego nie rozłożył się i nawet nie osłabł w tym kilkuletnim epizodzie życia, który ognistą błyskawicą czy burzliwą nawałnicą przerżnął jego niską, równą, cichą drogę (s. 216).
W przypadku Franki zderzenie z Innym stało się doświadczeniem destruktywnym, w dosłownym sensie porażającym. Na cudzą miłość i cudzą dobroć nie umiała odpowiedzieć tym samym językiem. Jednocześnie ,język” własny, język zmysłów, poczucia deprywacji, krzywdy i agresji, wyraźnie przestał wystarczać. Przed śmiercią Franka przestaje mówić. Nie artykułuje swych potrzeb, bo nie potrafi ich nazwać. Żegnając się z Pawłem prosi krótko o opiekę nad synem i wykonuje