wiada, że wychowali go ludzie. Ze kiejsi stary gazda znalozł pod płotem zmarzniętego gadzika. Przyniós toto do izby i ułożył pod piecem. Kiedy gadzina odżyła, gaździna mu mleko podawała, tozto wartko wyrós. Kie przyseł do sie, zacon kury jeść. Gazda sie zeźlił i kcioł obwiesia zabić, ale god był przemy-sny i uciek w góry, kany zacon królować. Nienazarty był, a wartki straśnie, co po drodze żywego łapił, to pożar. Nie mieli ludzie pokoju. Król gadów do imentu wytępił bydło, a pote sie do ludzi zabrał. I byłby ogołocił cysto pieknie podgórskom krainę, bo pik mu ni móg dać rady. Jaze mały pacholik. Karłowic, z pomocom świętyk pańskik niewinnom lelujkom go zabił“ (A. Pach, s. 72).
„U podnóża góry Skałki znajdował się kiedyś ogromny kamień, pod którym leżały zaklęte pieniądze. Pewnego razu w Kwietną Niedzielę wybrało się po te pieniądze kilka odważnych kobiet. Kiedy przyszły na miejsce, jedna z nich zawołała głośno: — Dowej nóm, diable, pieniądze! Po tych słowach straszna błyskawica rozdarła niebo nad Skałką, w pobliżu czarnego kamienia uderzył piorun, a kiedy grzmot ustał, spod kamienia rozległ się rozchichotany skrzek szatana: — Oto mocie! Kobiety jak szalone rzuciły się do ucieczki i nawet nie odwróciły się poza siebie, chociaż długo biegł za nimi dźwięk sypiących się złotych pieniędzy" („Gadki śląskie", s. 116).
„Som jest góry, co som puste i som jest góry, co mojom swego duka. Pod Pisanom gadajom, co je złota kacka. Pod Giewont som jest zaśpieni rycyrze, a popod Wysokom beł duk styrygo bacy, co ludzkom krew mioł na sumieniu. To beł baca, co ón beł mocki sielny. To beł chłop, a chłop, co mioł dwa metry na długość. On beł okropnie wartki i tatko go wołali: Wartki. Kie mu fto na despekt zrobię}, on sie do bitki brał, co hej. Syćka sie go boli, bo beł mocarny chłop. I coz sie nie robi? On nased, co mu jahas dudki krod. On se pockoł i chycił go. Kie gorhycił, to go wzion bić. Bił go palicom, co drzewiej bace mio-ły, takom drzewianom palice. To beł hruby kołek. Sałas óni mieli popod Wysokom. On go tako bieł, co go zabieł. Kie uwidzioł to, to se rzek: krodeś, to se trzimoj. Wraz, kie to rzek, to cosi strzeliło, gruchneno, gma sie zrobieła okrutna, ćma nasła i poceno sie łyskać, a grmieć. Baca sie nie był bojący, to się i nie boł nicego i nikany. Więc se lug i ceko, co tyz bedzie dalyj. Kie ón se lug, to mu sie ćniło nic nie robić, to se wzion w rence tom palice, co zabiuł tego juhasa. Domarasona beła cysto piknie po tym biciu. To ón co nie robi, wzion skole, co leżała obdalnie, i pocoł niom drapać palice, ka beła domarasona juhom. Jeno kie tom palice skalom tom tchnon, w ocy mgnieniu cosi strzeliło, duchneno, dym sie powlók i cosi jego porwało we Wysokom. Sukali go pote juhasi, ale nikogo nie naśli, ba, tyko tego ubitego. Kielo razy kole Wysokiej przęśli, to tamoj jęcało okrutnie, to sie óni bali chodzić tamoj. Powiadali, ze temu na Wysokiej telo ludzi sie marnuje, co ten baca to robi, co tam wnuku siedzi pod Wysokom. On sie fce wydostać, ale ón jest przeklnio-