Wielki magnat przemysłowy Foxconn publicznie przedstawia się jako firma działająca „zgodnie z przepisami”, ale istnieje uzasadnione podejrzenie, że w zakresie bezpieczeństwa, ochrony pracowników, jak również wypadków przy pracy ukrywa fakt łamania przepisów. Prezentuje duże, jasne, chłodne i odkurzone stanowiska pracy, a ukrywa przegrzane, zapylone, wypełnione drażniącymi gazami hale produkcyjne, w których panuje ogłuszający hałas. Nie zapewnia bezpiecznego środowiska pracy, bezpiecznych maszyn i urządzeń, rozdaje natomiast niepełnowartościowy sprzęt ochronny. Absurdalne działania na wszystkich szczeblach zarządzania, które mają na celu zatuszowanie wypadków przy pracy i wzajemną ochronę osób tym zainteresowanych, zagrażają nie tylko zdrowiu pracowników, lecz odbieraj ą im również prawo do należnego odszkodowania z tytułu wypadku przy pracy. Bez względu na to, czy takie zachowanie jest wynikiem zaniedbań ze strony wyższej kadry menedżerskiej, czy tylko nadużywaniem władzy przez podwładnych niższego szczebla, w ostatecznym rozrachunku wszelkie koszty i odpowiedzialność spychane są na pracowników. Sprzedając swoją siłę roboczą Foxconnowi, pozbywają się wszelkich należnych im roszczeń do zapewnienia bezpieczeństwa w czasie wykonywania pracy. Kto pracuje u Foxconna, przypłaca to własnym zdrowiem.
Liu zwrócił na nas uwagę, kiedy przed supermarketem Wanlong w pobliżu Foxconn-Kunshan rozdawaliśmy kartki z ankietami. Zaintrygowany podszedł do nas, żeby się bliżej przyjrzeć. Potwierdził, że pracuje w Foxconnie, więc poprosiliśmy go o wypełnienie ankiety. Odpowiedział: „Mam wolny dzień, mogę wam pomóc. Wypełnię tę ankietę!”. Kiedy sięgał po formularz, zauważyliśmy opatrunek na palcu wskazującym prawej ręki.
Pytamy: „Czy to był wypadek przy pracy? Co to za skaleczenie?”. Liu z miejsca zrobił się nieufny i nie chciał o tym mówić. Rozmawialiśmy więc na neutralne tematy. Dopiero kiedy poznaliśmy się bliżej i nabrał do nas zaufania, opowiedział nam szczegółowo, jak doszło do wypadku. Nadal nie chciał jednakże powiedzieć, jakie nosi nazwisko. Był bardzo ostrożny, żywił obawę, że sprawa może zostać publicznie nagłośniona i kiedy firma się dowie, wyrzucą go z pracy.
Na zakończenie podaliśmy mu nasze imiona i nazwiska wraz z danymi kontaktowymi na QQ. Dopiero wtedy Liu wyjął i pokazał nam swoją legitymację służbową. Na zdjęciu legitymacyjnym widać było młodego, niedojrzałego mężczyznę, najwyraźniej wiejskiego pochodzenia. Osoba na zdjęciu w niczym nie przypominała stojącego przed nami chłopca z kosmykami ukośnie opadającymi na czoło, które nadawały mu wygląd drobnego cwaniaczka. Upewnialiśmy się, pytając: „Czy to ty?” Liu był lekko zmieszany: „Tak, kiedyś wyglądałem trochę głupio...”. Naszym zdaniem wcale nie wyglądał głupio, przeciwnie, na zdjęciu wyglądał wprawdzie trochę jak wieśniak, ale za to prosty i uczciwy. Teraz jego twarz nabrała pewnych rysów aspołecznych. Mimo młodego wieku już palił. Biorąc pod uwagę jego wiek, Liu mógłby być naszym młodszym bratem, dlatego poradziliśmy mu, żeby mniej palił, to byłoby rozsądniej. Twierdził, że wie o szkodliwości palenia, ale pali już nałogowo i nie potrafi tak po prostu przestać.
Liu pochodzi ze wsi w prowincji Henan i był jedynym, rozpieszczanym synem w rodzinie. Kiedy uczęszczał do niższej szkoły średniej, wielu jego przyjaciół ją opuściło i wyjechało w poszukiwaniu pracy. Pod wpływem kolegów i koleżanek zaczął zaniedbywać naukę. Marzył o tym, aby szybko wyjechać, znaleźć zajęcie i zarobić pieniądze, a przy okazji zwiedzić trochę świata. Na krótko przed zakończeniem szkoły, idąc w ślady kolegów, wyjechał do pracy w Zhejiang. Koledzy wprowadzili go do klubu nocnego, gdzie rozpoczął swoją pierwszą pracę, polegającą na tym, że wspólnie z przyjaciółmi ochraniał lokal jako „porządkowy”. Przywracali porządek, kiedy goście w klubie wszczynali awantury. Liu mimo bardzo młodego wieku bez obaw wdawał się w bójki, bo zawsze towarzyszyli mu młodzi i silni mężczyźni - jego koledzy. Ludzie z Henan cieszą się ogólnie opinią „nieustraszonych”. Kiedy dochodziło do rękoczynów, wraz z kolegami nadstawiali karku i ryzykowali życiem. Trudno się dziwić, że właściciel klubu bardzo sobie cenił współpracę z nimi.
Po pewnym czasie Liu miał jednak dosyć codziennej dawki przemocy. „Ochroniarz” czy „porządkowy” to nie jest prawdziwy zawód, nie można wykonywać go wiecznie. Kiedy dowiedział się, że jego starsza siostra pracuje w Kunshan, postanowił jechać do niej i tam się zatrzymać, a potem poszukać innego zajęcia. Liu jednak długo zwlekał z wypowiedzeniem, ponieważ zasadniczo zależało mu na dobrych relacjach z innymi ludźmi i doceniał to, że był dobrze traktowany przez szefa klubu. Początkowo szef usiłował odwieść go od wyjazdu i namawiał do pozostania, ale kiedy powiedział mu, że zamierza w Kunshan rozpocząć nowe życie razem ze