trafiam na wspaniałe drinki. - A gdy nic nie odpowiedziałam, dodał: - Oczywiście zapłacę ci. I obiecuję, że nie magicznym złotem.
- Proponujesz mi pracę?
- No tak. Przecież mówię.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- No, mniej więcej. I tak bardzo chętnie się do tego wezmę.
- Do czego? - Ze schodów zeszła Floss, a za nią Nicholas i Tonio.
Wszyscy wyglądali na tak zrelaksowanych, beztroskich, że prawie ich nie poznałam.
- Persja, to super - ucieszył się Nicholas, gdy wyjaśniłam, o co chodzi.
Ale jego wzrok był przykuty do mojego pustego talerza, nie do mnie. Bron to zauważył.
- Czy ktoś jeszcze jest głodny? - spytał, a potem nastąpił straszny raban, gdy pozostali Banici i jeden gryf (do tego czasu na dole znaleźli się wszyscy) kręcili się w tę i z powrotem pomiędzy stołami a kuchnią.
Gdy pojawił się Rohan z przerzuconym przez ramię fartuchem, talerze były wręcz wylizane do czysta. Zatrzymał się w drzwiach, rozejrzał wśród pobojowiska w jadalni i ciężko westchnął. Zabrzmiało to, jak sądzę, niczym westchnienie zmęczonego smoka.
- Niedługo pojawią się goście na lancz. - I znów westchnął.
Bron poklepał Rohana po ramieniu i spojrzał ze współczuciem.
- Zajmę się tym, nie martw się.
Rohan zerknął na niego zaskoczony.
- Sam?
Bron się roześmiał.
- No cóż...
W tym samym momencie pojawiła się za Bronem męska wersja Floss.
- Freddy - powiedziała na wydechu Łucja, co zabrzmiało jak wiosenna bryza przelatująca wśród młodych żonkili.
Floss poderwała głowę do góry, a moment później całe ciało. Trzema wielkimi krokami pokonała dzielącą ich przestrzeń i rzuciła się na szyję swojej męskiej wersji. Nawet gdyby Łucja nie wypowiedziała jego imienia, to i tak domyśliłabym się, że to Fred. Miał takie same puszyste jak dmuchawce włosy.
- Czyli tęskniłaś? - spytał.
- Zawsze tęsknię.
- Mogłabyś zostać w domu. - Słowa Freda zabrzmiały smutno, ale najwyraźniej Floss tego nie zauważyła.
Odsunęła się, jakby liznął ją ogień - sztywno i poważnie.
- Nie wróciłam po to, aby znów o tym dyskutować.
Fred uniósł obie ręce w geście poddania.
- Pokój, pokój. Nie proszę cię o to. Po prostu tak powiedziałem.
- I to delikatnie, Floss. - Łucja stała obok nich i rzucała Floss ponure spojrzenia, a Nicholas i ja patrzyliśmy uważnie, by nie uronić ani słowa.
- Witaj, Łucjo - odezwał się Fred.
W jego tonie pojawiło się coś, czego nie było wcześniej, gdy rozmawiał z Floss. Jakaś delikatność, wręcz pieszczota. Najwyraźniej zainteresowanie nie było tylko ze strony Łucji.
Ale w tymczasie Tonio i Max poderwali się na nogi i zaczęli potrząsać ręką Freda. Nicholas i ja dopilnowaliśmy, aby nas też przedstawiono, i szybko w sali zrobiła
128 9 - Mrok kwiatów 129