jak stawiasz prawą stopę, gdy idziesz. W ubraniach, które nosisz, i w biżuterii, której nie nosisz. To wszystko się sumuje, tworząc zgrabną, persjową paczuszkę, która po prostu... - przerwał i cofnął się odrobinę. - Po prostu jest tobą.
Pocałował mnie i był to cudowny, długi pocałunek. Praktyka czyni mistrza. Gdy przestał, dodał:
- Podoba mi się.
Brakowało mi tchu i kręciło mi się w głowie. Ałe było zupełnie inaczej, niż mówił.
- Mylisz się - wyszeptałam. - To ty jesteś jak świetlik. We mnie nie ma nic wyjątkowego.
- Tak myślisz?
Pokiwałam głową.
- To sprawia, że jesteś jeszcze wspanialsza.
- Cieszę się, że ci się to podoba - powiedziałam i odetchnęłam głęboko. - Że ja ci się podobam. - Czułam się onieśmielona, bo zawsze trudno jest szczerze rozmawiać o takich sprawach. Mimo to mówiłam dalej. - Naprawdę się cieszę, chociaż brzmi to niezbyt adekwatnie i dojrzale, a nie chciałabym, byś tak to odebrał.
Całe szczęście, że było ciemno. Łatwiej jest rozmawiać po ciemku. Ewidentnie Nicholas podzielał tę opinię.
- Może powinniśmy jeszcze raz spróbować czegoś w rodzaju tamtego pocałunku? No wiesz, żeby się upewnić, czy na pewno do siebie pasujemy.
Po kilku przepełnionych szczęściem minutach odsunęłam się od Nicholasa, próbując dostrzec jego twarz w blasku świetlików, ale niewiele widziałam. Świetliki były zbyt zajęte swoim życiem, by oświetlać moje. Ale to nic. Tak naprawdę to nie musiałam nic widzieć. Wystarczy, że czułam. A to, co czułam, było ciepłe i prawdziwe.
- Czy kiedyś - zapytałam ostrożnie - byłbyś zainteresowany, żeby pójść o krok dalej?
Uśmiechnął się. Dostrzegłam to nawet pomimo nikłego oświetlenia.
- Byłbym - pocałował mnie w czubek nosa - bardzo zainteresowany. Myślisz, że uda nam się znaleźć jakieś spokojne miejsce i trochę wolnego czasu?
Wtulając się w ramię Nicholasa, zastanowiłam się nad tym, co wiem o Krainie Magii i spokojnych miejscach. Owinęłam jego ramię wokół siebie, otulając się niczym płaszczem dającym poczucie ciepła i siły.
- Fred i Bron pewnie znają wiele miejsc, gdzie... -zaczęłam.
Jakby na zawołanie, usłyszałam Freda:
- Przepraszam, że przeszkadzam.
Wyłonił się z mroku otoczony świetlikami, jarzącymi się niczym setki maleńkich latarni.
- Dziękuję - powiedział do nich, a świetliki dygnęły w powietrzu i odleciały.
Fred zatrzymał się przede mną i Nicholasem. Zatrzymał się, a noc nagle wydała mi się duszna, przepełniona grozą. Opadł na ławkę obok mnie.
- Usiądę na chwilę - powiedział - jeśli nie macie nic przeciwko temu.
Głos miał beznamiętny, a ławka aż się zatrzęsła, gdy usiadł. Nicholas zmienił pozycję i wyjrzał zza mnie.
- Co jest?
Fred zrobił głęboki wdech.
- Jeśli powiem, że zdrada na rozstajach, uwierzylibyście?