jest łatwe i trzeba przedtem dużo się namęczyć i być bardzo dobrym.
— A Jurek niewiele się starał. Czy nie pamiętasz, mamo, jak on raz bił nas kijem? I mojemu koniowi wyrwał ogon.
— Tak, mamo — dodaje do uwag Piotra Urszula — pewnego razu położył się na dywan i krzyczał, bo ty odebrałaś mu nożyce.
— Ale Jurek był jeszcze bardzo mały — odpowiada mama. — Miał zaledwie trzy lata. On jeszcze nie rozumiał, co to jest zło. A wy już rozumiecie. I jeśli takie duże dzieci coś złego robią, to nie pójdą tak łatwo do nieba.
— Jurek miał naprawdę szczęście — zauważyła po namyśle Urszulka. — Właściwie to nie powinnaś płakać, mamo, dlatego że on jest u Pana Boga, a nie u nas ...
Mama pogłaskała ją po włosach.
— Masz rację, Urszulo. Już nie będę płakała. Pan Bóg wie dobrze, jak jest lepiej.
— Ja też chciałbym pójść do nieba — zawołał Piotr. — Jeśli tam jest tak pięknie. Ale... nie tak od razu. Teraz chcę być z tobą, jeszcze bardzo długo!
I zarzucił ręce mamie na szyję.
— Kto wie, może Pan Bóg da nam niedługo nowego braciszka — zakończyła mama.
Potem poszli wszyscy troje na grób Jurka. Wszystkie wieńce już zwiędły. Dlatego posadzili na nim astry i lwie paszcze.
(wg. E. Gósker)