.j.
.j.
64
hSKMsmz Oracztz
t
i
wej wyraźna tęcza. To zdaje się wszystko, czego pragnie i potrzebuje do życia w zgodzie z naturą. Mimo iż stara i zniszczona, stoi prosto. Ręce rozłożone niczym w gotowości do pracy, nic widać po niej zmęczenia życiem. Wzrok podniesiony, uduchowiony. Nie jest to z pewnością portret osoby nieszczęśliwej. Także pracujące kobiety z Botswany (fot. 22) ujęte są od dołu. Obecność fotoreportera nic powoduje przerwania rozmowy, żywo gestykulują (bransoletki unoszą się lekko w powietrzu, nic zdążyły jeszcze opaść na rękę). Żywa gestykulacja i podniesiony palce wskazujący zakłóca trochę siclankowość tego obrazu, jednak nie może być żadnego realnego zagrożenia, skoro matka ze śpiącym na jej plecach dziecięciem spokojnie coś spożywa. Kobiety zdają się nachylać do siebie, co konotujc pewną ich bliskość emocjonalną. Także kolejne zdjęcia (fot. 23 i 24) potwierdzają używanie techniki wywołującej efekt uwznioślenia postaci. Widać również społeczność, wspólnotę, jaką tworzą niemal przytuleni do siebie wojownicy (fot. 23), czy zajęci wspólnym oprawianiem zwierzyny mężczyźni (fot. 24).
Fot. 23. Maria Stcnzel, HG 1/1999, s. 35
Każde z tych zdjęć zawiera elementy wiążące przedstawianych ludzi z tradycją. Czy jest to chata, ozdoby, włócznia i przyodziewek, czy wreszcie rytuał smarowania nóg krwią z upolowanej antylopy, każdy z nich wzbudza przeświadczenie, że jest to świat żywy, gdzie kultura tradycyjna jest wciąż przekazywana przez pokolenia. Dopiero uważna lektura tekstu może rozbudzić wątpliwości co do jej witalności. Okazuje się, że część z tego, co widzimy, jest rytuałem odgrywanym na potrzeby turystów. Nic można jednak oprzeć się wrażeniu spontaniczności fotografii, gdyż trudno w nich dostrzec pozy, znane choćby ze zdjęć Bronisława Malinowskiego. Czy widząc twarz tańczącego uzdrowiciela (fot. 25) można od-
mówić mu spontaniczności, nic zauważyć napięcia rysującego się na błyszczącej od potu twarzy, zaszufladkować jako grę napięte, mamroczące coś usta i wytrzeszczone, błyskające ogniem oczy? Zdjęcia takie (znalazłem ich o wiele więcej niż przedstawiłem) są dowodem (w zdroworozsądkowym znaczeniu) namacalności istnienia żywej tradycji. Ile może być skansenu w zdjęciach przekonuje fotografia (fot. 26) Buszmcnów odchodzących w przeraźliwie pustą i rozmywającą się w drżącym powietrzu dal (znów wydłużone sylwetki). Nie ma pozy w ich odejściu, które rozumieć można dosłownie jako oddalanie się od miejsca, w którym stoi fotograf. Opis zdjęcia nie pozostawia jednak wątpliwości - jest to poza, gdyż, jak się dowiadujemy, zwykle chodzą ubrani po europejsku. Wiadomość ta pozwala inaczej, bardziej metaforycznie odczytać zdjęcie (na marginesie: podpis nic jest tu niezbędny do odczytania w ten sposób, wzmacnia jednak jego prawomocność). Odchodzący w pustą, szarą dal Buszmeni, już trochę rozmyci (szczególnie nogi) to metafora odejścia ich kultury w niebyt. Odejdą i rozpłyną się w szarości znanego nam cywilizowanego świata, ta wpadająca w fiolet szarość jest niczym całun żałobny okrywający ginący świat, sprawia, że oglądając go wpadamy w przygnębienie wobec jego losu.
Fot 24. Chris Johns, KG 2/2001, s. 75
Jak starałem się wykazać, obraz odmienności w magazynie jest ambiwalcnt- \ ny. Z jednej strony sugeruje świat żywy, niemal szczęśliwy. Odwołuje się w tym /] względzie do, wywodzącego się od Jana Jakuba Rousseau, mitu „dobrego dziku- • > sa” żyjącego w zgodzie z naturą i cieszącego się życiem. Z drugiej strony równie jj częsty jest obraz ginącej kultury, postępującej europeizacji życia połączonej ze