więcej, utrzymujemy, że pomimo wielu możliwych do wyobrażenia odmian tego problemu w historii chrześcijaństwa, ten można nazwać podstawowym motywem chrześcijańskim — to postać wcielonego Boga jako odpowiedź na problem teodycei, a szczególnie na trudne do utrzymania natężenie tego problemu wywołanego przez religijny rozwój Starego Testamentu. Jakkolwiek metafizykę wcielenia i jej związek ze zbawieniem człowieka można było sformułować posługując się teologią chrześcijańską, to decydującą rzeczą jest to, iż Bóg wcielony jest także Bogiem, który cierpi. - ^ v >
Bez tego cierpienia, bez agonii na krzyżu, wcielenie nie dostarczyłoby rozwiązania problemu teodycei, któremu, jak twierdzimy, zawdzięcza swoją ogromną religijną potęgę. Trafnie wyraził to Albert Camus, którego rozumienie chrześcijaństwa można przyjąć jako reprezentatywne dla najbardziej wnikliwych współczesnych jego krytyków:
„Skoro Chrystus je zniósł [cierpienie — W.A".], i to dobrowolnie, żadne cierpienie nie może być niesprawiedliwe, każdy ból jest konieczny. W pewnym sensie gorzką intuicję chrystianizmu i jego uzasadniony pesymizm, jeśli idzie o serce ludzkie, uprawnia fakt, że dotycząca wszystkich niesprawiedliwość tak samo zadowala człowieka, jak totalna sprawiedliwość. Tylko ofiara niewinnego mogła więc być wytłumaczeniem długo i powszechnie torturowanej niewinności. Tylko rozpaczliwe cierpienie Boga mogło ulżyć agonii człowieka. Jeśli wszystko bez wyjątku, od nieba po ziemię, jest wydane cierpieniu, osobliwe szczęście staje się możliwe”1.
Tym, co rodzi „korzyść” dla problemu teodycei jest, iż ścisły związek Boga cierpiącego z Bogiem karzącym sformułowano w doktrynie chrystologicznej. Tylko wówczas, gdy utrzymywano jednocześnie zarówno pełną boskość, jak i pełną ludzkość wcielonego Chrystusa, teodycea dostarczana przez wcielenie mogła być wiarygodna. Właśnie to, a nie pewne niejasne spekulacje metafizyczne, było siłą napędową wielkich chrystologicznych kontrowersji we wczesnym Kościele chrześcijańskim, co osiągnęło swój punkt kulminacyjny w potępieniu arianizmu na Soborze w Nicei2. Ortodoksyjne formuły chrystologiczne, jakie wypracowano w Nicei i na późniejszych soborach, zapewniały, że cierpienie Chrystusa można faktycznie utożsamiać z cierpieniem samego Boga, które jednocześnie jest prawdziwym ludzkim cierpieniem, tak jak formułuje ten problem teodycea.
Istnieje jednak zasadniczy warunek „osobliwej formy szczęścia”, którego nie rozwinięto w powyższym cytacie, a który wiąże teodyceę chrześcijańską z jej masochistycznymi poprzednikami, przynajmniej tymi pochodzącymi z głównych ortodoksyjnych tradycji chrześcijaństwa (w przeciwieństwie, na przykład, do herezji gnostyckich). Warunek ten to twierdzenie, że — przede wszystkim — Chrystus cierpiał nie z powodu niewinności człowieka, lecz z powodu jego grzechu. Wynika z tego, iż warunkiem, wstępnym uczestnictwa człowieka w kompensacyjnej możliwości ofiary, Chrystusa jest przy znanie się do grzechu3.
Tak zwane „augustiańskie” rozwiązanie problemu teodycei nie jest tylko przedstawieniem cierpiącego bóstwa. Wiemy, że późna era greko-ro-mańska obfitowała w takie pojęcia. Rozwiązanie zależy raczej od głęboko masochistycznego przesunięcia problematyki sprawiedliwości Boga ku problematyce grzeszności człowieka, przesunięcia, które — jak wykazaliśmy — wystąpiło już w teodycei Starego Testamentu. Ponownie problem teodycei przekłada się na problem antropodycei. Lecz surowy charakter tego
119
Albert Camus, Człowiek zbuntowany, w: tegoż, Eseje, Warszawa, PIW, 1974, wyd. II, s. 296.
„Ist das Góttliche, das auf Erden erschienen ist und die Menschen mit Gott wiedervereinigt, hat, identisch mit dem hóchsten Góttlichen, das Himmel und Erde regiert, oder ist es ein Halbgóttliches? Das war die entscheidende Frage im arianischen Streit”. Harnack, Dogmengeschichte, s. 210.
Pomijamy tutaj jakąkolwiek dyskusję na temat różnych teologicznych odpowiedzi na pytanie dotyczące ścisłego związku cierpienia Chrystusa z osiągnięciem zbawienia. Odnośnie do użytecznej typologii por. Gustaf Aulen, Christus Victor, Londyn, S.P.C.K., 1931, por. także John Hick, Evil and the God ofLove, Nowy Jork, Harper & Row, 1966.