mężczyźni powinni chronić przed złem i przed wpływem NIENA-SZYCH mężczyzn. NIENASI to ci przyczyniający się do zepsucia moralnego na Kaukazie, czyli: Rosjanie (uosabiający rozwiązły tryb życia) oraz urzędnicy i milicjanci (uosabiający korupcję i moralny upadek). Najgroźniejszy zdaniem bojowników jest fakt, że kaukascy mężczyźni robią się coraz bardziej do nich podobni, przejmując ich „zniewieściały” charakter. W tym tkwi, ich zdaniem, najwięk sze niebezpieczeństwo dla „kaukaskiego narodu”, niebezpieczeństwo większe niż czołgi i samoloty. Ów zniewieściały charakter reprezentuje w pierwszej kolejności Rosjanin widziany jako leniwy, pijący, ze słabym charakterem, niewiele różniący się od kobiety, nieobrotny, słaby i niewysportowany. Taki, przed którym należy chronić kaukaskie kobiety (co prawda - on jest dla nich przecież zupełnie nieatrakcyjny!). Zniewieściałym wrogiem jest też milicjant - nazywany najdelikatniej mendą lub suką, sprzedawczykiem lub jak w odezwie bojowników: „moralną prostytutką”, wypraszający łapówki, aby odpracować kupioną posadę (notabene zgoda rodziny na małżeństwo córki z milicjantem wyrażana jest z podobną dezaprobatą, jak zgoda na małżeństwo z Rosjaninem). Zniewieściali są urzędnicy, siedzący z dużym brzuchem za biurkiem w oczekiwaniu na łapówkę w zamian za przychylne rozpatrzenie sprawy. Zniewieściały jest rząd i prezydent Dagestanu, określany jako „lalka”, „marionetka” lub nawet „szmata”.
Prawdziwymi mężczyznami, idolami męskiej młodzieży, są natomiast bojownicy, którzy, choć z trudem wyobrażają sobie państwo, do utworzenia którego dążą - z bronią w ręku występują przeciwko niesprawiedliwości i... w obronie kobiet. Kobiet, o których „moralność” równie chętnie jak bojownicy troszczą się zatwardziali staliniści, hołdujący nieskazitelnej moralności człowieka radzieckiego (którzy w każdej kobiecie chcieliby widzieć matkę rodzącą dzieci dla dobra narodu) oraz „tradycjonaliści”, którzy z łezką w oku marzą o tym, aby ich synowie byli prawdziwymi jurnymi dżygitami, a córki nieskazitelnymi, dumnymi kaukaskimi niewiastami.
*
Powoli przestano się ekscytować atakami na sauny. Do łask wróciły krótkie spódnice i siateczkowe rajstopy. Sauny funkcjonują jak dawniej. Przemianowano je jedynie na „centra odnowy biologicznej”, „centra sportu” lub nawet kultury, nazwano pariłkami lub baniami. Nawet nazwa hotel straciła po części swoje pierwotne znaczenie, co niejednego przybysza może wprawić w zakłopotanie (na wszelki wypadek zalecamy udawać się nie do hoteli o egzotycznych nazwach, a spotykanych w każdym poradzieckim mieście gostinic o „swojsko” brzmiących szyldach „Leningrad”, „Drużba” lub „Komsomolec”).
A jednak coś (poza nazwami burdeli) się zmieniło.
Salańci, czując ciche poparcie, nabrali pewności. Młodzi ludzie, studenci zaczęli otwarcie mówić o swoich sympatiach nie tylko dla pokojowych salafitów, ale również „leśnych braci”. Przestali się bać wychodzić z wykładów na piątkową modlitwę. Z pogardą wyrażali się o władzy, sprawiedliwość widząc tylko w państwie Allacha. Dzięki „saunowemu” incydentowi, islamiści zobaczyli, że mają znaczne (choć ciche) poparcie społeczne, że są siłą, która nie może być tak łatwo zignorowana i wyeliminowana. Zaczęli otwarcie nawracać i to nie tylko zwykłych ludzi.
- Przyjmuj islam! Uwierz nam - to droga do zbawienia! - wyjaśnia (głośno i pewnie) dwóch brodatych mężczyzn młodemu, nieco przestraszonemu milicjantowi w centrum Machaczkały. - Nie prowadź niemoralnego życia kafira\ Wstępuj na drogę Allacha!
Czyżby „saunowy incydent” był krokiem w stronę rewolucji islamskiej? Nie wiadomo. Jeśli ulubiona przez Moskwę polityka „silnej ręki” będzie kontynuowana, a „zbyt wierzący” ludzie nadal zabijani rękami miejscowej milicji, to kto wie, czy w którymś momencie mundurowi nie posłuchają „brodaczy”, kierując broń w inną stronę, aby walczyć razem z mudżahedinami o moralność narodu (a kobiet w szczególności)?