PAŁUBA
wy, wychowania, opowiadania bajek — a Ola miała z ich rozmów nieraz sporo śmiechu. — Działał tu może w Strumieńskim jakiś instynkt dla zachowania pewnych cech swego charakteru: mówił on sobie wprawdzie tylko tyle, że sam filistrzeje i dlatego przelewa resztę zakonserwowanego polotu na syna, ale przy tym właściwie stare grzechy wracały^ bo kierowała nim nadzieja powtórzenia może tej samej roli kuratora artystycznego, którą miał przy Angelice.
Natura jest obfita w aluzje. Raz podczas wycieczki zaskoczył ich deszcz w lesie: burza, grzmoty, wy-[302] lanie rzeki — to wszystko zbliżyło ich do siebie, znosząc różnicę wieku, wywołując w nich jednakowy nastrój. Potem wracali brzegiem Wontoku, mijając wciąż liczne kałuże, w których urwiska i drzewa szeregiem się odbijały. Pokazując Pawełkowi odbicia przedmiotów w rozlanej wodzie, wiódł Stru-mieński jego oczy ku temu, by śledzić owe odbicia coraz dalej pod ziemią, widzieć je lub domyślać się ich w głębi — i mówił o światach pod lustrem wody, o gmachach podziemnych. Pawełek widział, że to nieprawda, ale czuł też coś w tym rodzaju, że to prawda poetycka, był wspólnikiem blagi, i w zmoczonych do nitki sukniach, niesiony na ręku przez ojca, przytulał się mocno do niego. Strumieński nie bywał dla chłopca szczodrym w oznakach swej miłości, skąpił ich z pewnym wyrachowaniem, aby ich wartości nie osłabiać. Tym razem jednak ucałował go serdecznie, a było to w chwili, gdy stanęli naprzeciw pałacu po drugiej stronie stawu i w wodzie widzieli odwrócony szczytem w dół, spadający w rozjaśnione
niebo, drugi daleko piękniejszy pałac, błyszczący i lśniący, jakby zbudowany z jakichś tafli kryształowych przez tajemnicze duchy podziemne, na przekór budowlom nadziemnym tuż pod nimi właśnie, przez duchy, które swoją czynność kryją zazdrośnie przed okiem ludzkim za pomocą złudzenia, iż to jest tylko zwykły fenomen optyczny. Tak mniej więcej mówił synowi Strumieński i w tej chwili, bawiąc gc, był po swojemu twórczym, wymyślał symbol dla siebie samego, bo mu się wyraźnie ujawniło, że jego forsa leży w budowaniu właśnie takich fantastycznych pałaców — we własnej — a jeżeli nie we własnej, to w cudzych głowach.
ARCHITEKTURA
j*
Więc Pawełek jako nowe medium. Czar i „poe-zję” tych scen muszę zostawić a discretion czytelnika. Było to dziecinne i wzniosłe, głupie i rozumne. Nie lubię takich epizodów poetycznie wyzyskiwać, i tam, gdzie kto inny może na moim miejscu roztoczyłby wachlarz stylu, ja poprzestaję na napisaniu: itd. Tak samo przeskakiwałem wszystkie poetyczne ustępy w historii porozumienia Strumień-skiego z Angeliką. A zresztą na czymże właściwie polega „poezja” (ten cudzysłów nie ma wcale ubliżającej intencji) takich zakątków życia? Może na tym, że i tu są punkty wstydliwe i ukryte części pa-łubiczne, ale wyjątkowa łatwość ich przezwyciężania wywiera taki urok, jakby chwilowe zawieszenie prawa ciężkości. — Jak np. Strumieński opowiadał Pawełkowi o Angelice nawet rzeczy tak piękne i mądre, że chłopak ich zrozumieć nie mógł. Zwykle jednak przerabiał Strumieński osobno dla niego historię Angeliki, w czym wspomagało go to, że Pawełek