a i filozofowie oddalają nas od niego, i to jakże daleko. Nie można inaczej, człowiek musi wybierać; Pascal wybrał podczas owych godzin, gdy wszystko zostało obalone, a on sam osiągnął spełnienie tego, o co, jak się zdaje, krótko przedtem prosił w swej modlitwie chorego: aby znaleźć się jakby w chwili śmierci „oddzielony od świata, ogołocony z wszelkich rzeczy, jedynie w Twej obecności, aby odpowiedzieć Twej sprawiedliwości wszelkimi poruszeniami mego serca”.
Sam Pascal zaiste nie był filozofem. Był matematykiem, a matematykowi jest bez porównania łatwiej odwrócić się od Boga filozofów niż filozofowi. Gdyby filozof musiał jednak dla prawdziwego wypełnienia tego zwrotu wyrzec się wciągania do swego systemu Boga w jakiejkolwiek formie pojęciowej, i ujmowania Boga choćby jako najwyższego przedmiotu wśród przedmiotów, to wtedy jego filozofia jako całość i we wszystkich swych częściach musiałaby wskazywać na Boga, nie mogąc jednak traktować o nim samym. Znaczy to jednak, że filozof musiałby poznać i wyznać, że jego idea absolutu zostaje unieważniona tam, gdzie absolut żyje, i gdzie absolut miłuje, ponieważ tam właśnie absolut już nie jest absolutem, o którym można filozofować — jest Bogiem.
2
Kto chce wyraźnie uchwycić, jak nieskończone i beznadziejne zmagania zostały w ten sposób narzucone filozofii tej krytycznej epoki, ten niech przeczyta szkice napisane przez Kanta w ciągu siedmiu lat starości, które zostały umieszczone w niedokończonym dziele opublikowanym po jego śmierci1. To, co zobaczymy, będzie obrazem tragedii egzystencjalnej — drugiej takiej daremnie by szukać. Zasadę, dzięki której odbywa się przejście do wypełnienia filozofii transcendentalnej zasadą „teologii transcendentalnej”, nazywa Kant i dostrzega ją w pytaniach „czym jest Bóg” i „czy jest Bóg”. Wyjaśnia on: „Czy istnieje Bóg — oto zadanie filozofii transcendentalnej —zadanie ciągle jeszcze nie rozwiązane”. Dopóki nie ma odpowiedzi na to pytanie, dopóty „ to zadanie” jego filozofii wręcz nie jest rozwiązane; i teraz — powiada Kant — w późnym okresie życia, gdy słabną jego siły duchowe, zadanie to „wciąż jest nie rozwiązane”. W stale ponawianych wysiłkach trudzi się on nad znalezieniem rozwiązania, wciąż tka odpowiedź, co i rusz rozrywa to, co utkane. Wreszcie Kant decyduje się na sformułowania radykalne. „Wierzyć i myśleć sobie [Boga] to to samo” i „Myśl o nim jest jednocześnie wiarą w niego i jego osobowość”; owa wiara nie prowadzi jednak do tego, źe dla filozofii filozofa Bóg staje się rzeczywistością: „Bóg nie jest istotą poza mną, lecz tylko myślą we mnie” lub, jak czytamy gdzie indziej, Bóg jest „jedynie stosunkiem moralnym we mnie”. Jednakże przypisuje się mu „realność”: „Bóg jest wyłącznie ideą rozumu — ideą o największej praktycznej realności — wewnętrznej i zewnętrznej”. Jednakże jest to najwyraźniej taka realność, która, jak się wydaje, tak naprawdę nie nadaje się do tego, aby mogły się w niej utożsamić myśl o Bogu z „wiarą w niego i jego osobowość”. Ta sama więc filozofia transcendentalna, której zadaniem jest poznanie, czy Bóg istnieje, musi w końcu ulec konieczności i przyznać: „Pytanie, czy Bóg istnieje, jest niestosowne”. Sprzeczność pogłębia się jeszcze tam, gdzie Kant zajmuje się wiarą jako taką. Pobieżnie zarysowuje on fundamentalne rozróżnienie między „przyjmować Boga” a „wierzyć w Boga”. Przez „przyjmować Boga” rozumie się oczywiście: posiadać Boga jako idealny przedmiot swej wiary; wynika to z tego, że dla Kanta „wierzyć w Boga” — jak on to otwarcie formułuje — oznacza tyle, co: wierzyć w żywego Boga. Wierzyć w Boga znaczy zatem: pozostawać w relacji osobowej z Bogiem — w relacji, w jakiej można pozostawać jedynie z istotą żywą. Staje się to jeszcze, jaśniejsze dzięki dopiskowi Kanta: „Nie w istotę, która jest wyłącznie bożkiem, a nie osobą”. Bóg zatem, który nie jest żywą osobą, jest bożkiem. Tak bardzo zbliża się tutaj Kant do
Opublikowane w latach 1936-1937 w akademickim wydaniu pism Kanta, t. XXI i XXII.