28 Emile M. Cioran
powszechnego cierpienia, różni się ono od niego właśnie zdolnością połączenia w nie wyjaśnionej zbieżności naszego zróżnicowania i naszej wielobiegunowej struktury. To zadziwiające pomieszanie stanowi jedną z radości istnienia, a przede wszystkim szczęście ludzi przepełnionych smutkiem. Jak nie odczuwać pełni w tej ekstazie radości i smutku? Chciałoby się wtedy pozbyć strzępów samego siebie, wydalić z siebie rezonujące organy, rzucić się w powszechne pomieszanie i będąc dumnym, że powszechne pomieszanie samo w sobie urzeczywistniło się aż do granicy paroksyzmu, nie zatrzymywać się już w tym chaotycznym porywie, wibrować i kipieć w całkowitym wrzeniu.
Całe nieszczęście człowieka polega na niemożności zdefiniowania siebie poprzez coś określonego, braku stałego punktu odniesienia w istnieniu. Jego rozdarcie pomiędzy życiem, i duchem powoduje utratę obu, dlatego jest niczym, które dąży do istnienia. Zwierzę to tylko pośrednio pragnie ducha i żałuje życia. Człowiek nie może odnaleźć równowagi w świecie, gdyż równowagi nie osiąga się przez negację życia, skoro się już żyje. To nic, które dąży do istnienia, jest wynikiem negacji życia. Dlatego człowiekowi przysługuje przywilej wyboru śmierci w każdej chwili, kiedy rezygnuje z podtrzymywanej przez siebie iluzji życia. Czy jego skłonność do upadku nie ujawnia jego istoty? Większość ludzi upada w poniżeniu, niewielu tylko się podnosi. A nic nie jest bardziej godne pożałowania niż widok tego, w jaki sposób to czynią. Smutek budzi nie tylko fakt ujrzenia w ich końcu własnej przyszłości, lecz przede wszystkim stwierdzenie ciągłej obecności ziarna rozkładu w samej jego istocie.
Cały proces chylenia się ku upadkowi jest jedynie postępującym oddalaniem się od istnienia; odrywaniem się nie poprzez transcendencję, wzniosłość czy wyrzeczenie, lecz poprzez nieuchronność, podobną do tej, która zrzuca z drzewa zepsuty owoc. Upadanie jest brakiem w łonie istnienia i utratą istnienia, w taki sposób, że samotność człowieka jest zarazem samotnością nicości i samotnością bycia.
Kiedy długo myślimy o człowieku, o jego szczególnej kondycji w świecie, pochłania nas nieskończona gorycz. Uświadamianie sobie w każdej chwili, że wszystko, co robimy, jest owocem jego kondycji, że wszystkie absurdalne, wzniosłe, zuchwałe czy groteskowe gesty, wszelkie myśli, smutek, radości, klęski, wszystkie porywy i wszelkie niepowodzenia stanowią jedynie wynik szczególnego kształtu jego egzystencji, że gdybyśmy byli czymś innym niż człowiekiem, poznanie ich nie byłoby nam dane, przychodząca w każdej chwili na myśl ta wyjątkowość naszej kondycji, obsesja absurdalności ludzkiej formy egzystencji, wszystko to wywołuje w obliczu tego zjawiska, jakim jest człowiek, tak wielkie mdłości, że pragnęłoby się być czymkolwiek innym, byle nie człowiekiem. Ta ciągła, natrętna myśl czyni istnienie podwójnie nieznośnym: zarówno życie rozumiane na sposób biologiczny, jak i życie /degenerowane w ludzkiej formie. W świecie człowiek jest paradoksem. A ludzie zapłacili za to wysoką cenę, opłacili to zbyt wielkimi cierpieniami, nie do przyjęcia w świecie, który sam w sobie jest nie do przyjęcia.
lak trudno pogodzić się z utratą nadziei, którą rodzi cierpienie, że nie można zlekceważyć chrześcijańskiego złudzenia, iż można starać się ulżyć swym cierpieniom,