2.5. Ekonomiczne i polityczne aspekty globalnych zniszczeń przyrody
63
produkcyjny potencjał oceanów w przyszłości, nie byłoby w dłuższej perspektywie ekonomicznie uzasadnione!
Ekonomiczne aspekty ochrony różnorodności gatunkowej
I drugi argument. Wartość sprzedanych leków pochodzenia roślinnego we wszystkich krajach świata tylko w ciągu 1998 roku wyniosła 84 mld dolarów, przekroczyła zatem nawet dochody z dalekomorskich połowów ryb. Wartość wszystkich leków zawierających w swoim składzie substancje wytworzone przez żywe organizmy jest jeszcze wyższa, jeśli uwzględni się 13% leków produkowanych na bazie mikroorganizmów i 3% z wykorzystaniem substancji pochodzenia zwierzęcego. Perspektywiczne dochody z produkcji leków, zwłaszcza w sytuacji rosnącej liczby ludności na święcie i rosnącej długotrwałości życia człowieka, są jeszcze wyższe, ponieważ niemal każdego dnia odkrywane są nowe, cenne właściwości farmakologiczne roślin, zwierząt, grzybów i mikroorganizmów. Czy ta perspektywa nie jest wystarczającym argumentem za celowością ochrony całej różnorodności biologicznej? Spektakularny sukces wielkich firm farmaceutycznych, które w latach 70. i 80. ubiegłego wieku zbiły fortuny na antybiałaczkowym leku wyprodukowanym z ekstraktu barwinka madagaskarskiego dowodzi, że nawet niepozorne rośliny mogą być dla człowieka pożyteczne i przynieść wymierne korzyści materialne.
Ekonomiczne aspekty ochrony różnorodności ekosystemowej
Nie ma, naturalnie, ekonomicznej wyceny wszystkich gatunków lub ekosystemów. Nie wiemy także, jaką wartość dla człowieka i jego różnorodnych potrzeb będą one przedstawiały w przyszłości. Wielu ekologów protestuje zresztą przeciwko jakiejkolwiek ekonomicznej waloryzacji składników przyrody, a znany amerykański socjobiolog Edward O. Wilson twierdzi wręcz, że „ocenianie wartości jakiegoś gatunku wyłącznie na podstawie jego znaczenia praktycznego — to księgowość na usługach barbarzyństwa”. Niemniej możliwość oszacowania wartości gatunków lub ekosystemów także, choć nie wyłącznie, w kategoriach ekonomicznych powinna ułatwić ich ochronę, ponieważ gospodarcze znaczenie składników przyrody przemawia silniej do rządzących niż ich wartość naukowa lub estetyczna. Angielski ekolog Jeffrey A. McNeely, główny konsultant naukowy Światowej Unii Ochrony Przyrody, na kongresie tej organizacji w Montrealu (1996) powiedział wręcz: „chcemy czy nie — ekonomia jest dziś językiem decydentów. Musimy uczyć się używać tego języka. Dostatek i wydajność to dwie podstawowe sprawy, których w ochronie przyrody nie powinno się lekceważyć, aby znaleźć powszechne poparcie”. Aspekty ekonomiczne powinny zatem przemawiać za ochroną lasów w zlewni, znacznie bardziej opłacalną niż budowa i utrzymanie kosztownych oczyszczalni, za utrzymaniem naturalnej roślinności w dolinach rzek, tańszym w porównaniu z techniczną zabudową brzegów w celu ochrony przeciwpowodziowej, czy też za renatura-lizacją wcześniej osuszonych mokradeł, pozwalających retencjonować cenne zasoby wodne bez ponoszenia kosztów na budowę sztucznych zbiorników; nie można także pomijać ekologicznych uwarunkowań wzrostu gospodarczego (Czaja, Fiedor i Jakubczyk 1993).