Pewnego wieczora jednak na ulicy, przy któ-u rej mieszkał van Lindcnhuis, pojawiło się dwóch nie znanych nikomu chłopców w skórzanych czapkach o kształcie hełmów i z podniesionymi kołnierzami płaszczy. Przeszli powoli wzdłuż ulicy, po czym zatrzymali się przed domem kapitana i zadzwonili do jego drzwi. Starzec sam im otworzył, jak twierdzą zgodnie wszyscy, którzy przypadkiem znajdowali się wtedy na ulicy. Ci sami świadkowie zapewniają, że kapitan na widok chłopców cofnął się gwałtownie, ale bez słowa wpuścił ich do domu. Już po kwadransie jednak wypuścił ich, a jego goście oddalili się szybkim krokiem.
Następnego ranka do domu kapitana zadzwonił listonosz. Ponieważ jego dzwonienie nie przyniosło ■żadnego skutku, uznał, że stary jeszcze śpi. Kiedy I jednak pojawił się znowu koło południa i potem raz (jeszcze, pod wieczór, a w domu kapitana w dalszym [ciągu panowała cisza, zawołał sąsiadów. Ci zaś, po napadzie, zdecydowali się wyłamać drzwi.
Kapitan siedział martwy w swym fotelu. Lekarze stwierdzili, że zmarł wskutek udaru serca. Przy (przeszukiwaniu domu zauważono ze zdumieniem, że I i na 'biurku syna kapitana, Melchiora, który od wielu | lat bawił za granicą, leżał wysadzany szlachetnymi i Kamieniami cierniowy wieniec, a obok niego krzyż j)z kości słoniowej. Przedmioty te musiano położyć tam {^dopiero niedawno, albowiem nie było na nich ani śla-Jiu kurzu, podczas gdy cały pokój zdawał się od lat Mie sprzątany. Dawni przyjaciele Melchiora nie wie-
1 dzieli nic o istnieniu obu tych przedmiotów.
Melchiora, który miał przebywać w Rzymie, [bezzwłocznie zawiadomiono o śmierci ojca. Ale wszystkie listy i telegramy wracały z adnotacją, że ich adresata nie można odnaleźć.
Mijały lata. W życiu, mieszkańców Sehimmel-
bergu pojawiły się nowe wydarzenia, toteż powoli zapominali o starym van Lindenhuisie i jego synu--dziwaku. Tylko kiedy ktoś przechodził koło opustoszałego domu kapitana, przypominał sobie zmarłego i zastanawiał się, gdzie też może przebywać jego syn, czy w ogóle wie o śmierci swego ojca i dlaczego nie troszczy się o pokaźny spadek, jaki zostawił mu zmarły.
— Zawsze był dziwakiem ten Melchior — dodawano w myśli i przypominano sobie wszystkie plotki, które swego czasu krążyły o młodym van Lindenhuisie: przede wszystkim zaś historię, jaka się wydarzyła jemu i jego dwóm szkolnym kolegom, Ottonowi von Lobe i Heinrichowi Wunderlichowi, ale także jego zagadkowy związek z córką dyrektora muzeum, Henriettą Karlsen.
Melchior miał mniej więcej piętnaście lat, kiedy w jego klasie pojawił się nowy uczeń, Otto von Lobe, smukły, delikatny chłopiec o subtelnym czole i długich, jasnoblond rzęsach. Melchior szybko się z nim zaprzyjaźnił i wciągnął go do kręgu swoich przyj aciół, do których należał również młody Heinrich Wunderlich, syn aptekarza, odważny aż do szaleństwa chłopak o śniadej, zuchwałej twarzy Rzymianina. ,
/Jak wykazało późniejsze śledztwo przeprowadzone przez władze szkolne, krąg przyjaciół Melchiora stanowił pewnego rodzaju tajny związek. Młodzi ludzie zagłębiali się w starych tekstach alchemicznych i różokrzyżowych i przeprowadzali osobliwe eksperymenty, które — zgodnie z wypowiedziami, jakich wskutek nalegania władz udzielili, acz niechętnie, Heinrich Wunderlich i inni — miały dać im zdol-. ność dowolnego przemieniania postaci ludzkiej.
Do głównych dogmatów związku należało przekonanie, że czystym i posiadającym prawdziwą
105