0 szyderczych drwinach z wszelkich instytucji państwowych i kościelnych, na jakie pozwalano sobie w domu Melchiora. Przede wszystkim jednak gorszono się jego coraz bardziej rosnącym wpływem na studentów, których usiłował zarazić radykalnym sceptycyzmem wobec wszelkich podstaw i rezultatów badań naukowych. Ciało profesorskie nie posiadało się z oburzenia. Jedynie dzięki wielkiemu wpływowi profesora Cuxa nie doszło do publicznego skandalu. Melchior jednak musiał przerwać swe wykłady „ze względów zdrowotnych”.
Toteż stopniowo powstała wokół niego pustka. Jedynie nieliczni dochowali mu wierności. Wśród nich znajdował się także profesor Cux, który niekiedy mawiał:
— Mój drogi van Lindenhuis ma całkowitą duszność. Cóż bowiem warta jest chemia? Albo nauka w ogóle?
Wypowiedź tę uważano za pobłażliwy żarcik wielkiego uczonego tak długo, aż rozeszła się wieść, że potajemnie poślubił on pewną tancerkę, którą trzymaj zamkniętą w domu i nie pokazywał nikomu. Kiedy tajemnica profesora wyszła na jaw, na niejednej twarzy pojawił się uśmiech zwątpienia i tu i ówdzie dały się słyszeć głosy o niezdrowym wpływie pewnego kręgu ludzi.
- "Krąg ten zbierał się raz w tygodniu w mieszkaniu Melchiora, zachwycał się jego paradoksami i
1 stopniowo tak dalece uległ jego czarowi, że poszczę- 1 gólni uczestnicy kręgu dopuścili się wielu ekscen- I trycznych, a nawet absurdalnych czynów, które ściągnęły na nich potępienie ze strony wszystkich mieszkańców miasta. Plotka oczywiście rozdęła te wydarzenia do niesłychanych rozmiarów, tak że wkrótce zaczęto twierdzić, iż w domu doktora von Linden-huisa jego goście oddają się bezwstydnym orgiom.
dy również Hans Siiferharnisk, znany liberalny kaznodzieja z kościoła pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny, stał się regularnym gościem w domu Melchiora i zaczął wszędzie opowiadać, że tam właśnie można doskonale przyjrzeć się rozdarciu noWóćze^-snej duszy i że dla niego, jako proboszcza,' jest to możliwość wręcz nieoceniona.
Wkrótce potem rozeszła się wieść, że Mel-
> chior całkowicie wycofał się z kręgu swych dotych-
> czasowych znajomych. Często widywano go, jak nie-
I spokojnie i w roztargnieniu przebiegał przez ulice jt miasta. Kiedy zaś w listopadzie liczni mieszkańcy j? Schimmelbergu mieli rzekomo tu i ówdzie zauważyć u nieznanych chłopców w zwracających uwagę ubra-r niach, przypominano sobie o dziwnych okolicznoś-V ciach towarzyszących śmierci ojca Melchiora, jak ; również o opowiadaniu starego dyrektora muzeum, Karlsena, na temat podsłuchanej przezeń rozmowy j szesńastoletniego Melchiora z Henriettą. W ten sposób wszyscy stanęli przed nierozwiązalną i tajemniczą zagadką, toteż stopniowo ogarniało ich coraz większe napięcie, podniecenie i oburzenie.