Zarówno trudność radykalnego rozróżnienia między filozofią a religią, jak i przezwyciężenie tej trudności ukażą się nam najwyraźniej, jeśli z tego punktu widzenia przeciwstawimy sobie dwie postacie pod tym względem reprezentatywne dla obu obszarów: Buddę i Epikura.
Epikur nie tylko naucza, że istnieją bogowie, a mianowicie istoty obdarzone czystą doskonałością i żyjące w przestrzeniach między światami, które jednak nie mają władzy nad światem i nie interesują się nim, ale również nakazuje on czcić owych bogów poprzez kultywowanie pobożnych wyobrażeń i przekazanych przez nich zwyczajów. Epikur wzywa zwłaszcza do składania im ofiar w sposób pobożny i godny. Epikur sam oddaje cześć i składa ofiary, nawet jeśli, cytując słowa bohatera pewnej komedii, mówi dalej: „Składałem ofiary bogom, którzy na mnie nie zważają”. Mamy tu zatem do czynienia z przestrzeganiem pewnego dogmatu i zwyczaju kultowego — postawę jawnie filozoficzną a nie religijną.
Budda traktuje bogów znanych z tradycji ludowej — o ile w ogóle uznaje ich za godnych wzmianki — z życzliwością pełną wyższości i dystansu, nie pozbawioną także ironii. Odnosi się do nich wprawdzie jako do istot potężnych i — w odróżnieniu od bogów Epikura życzliwych ludziom, lecz jak ludzie spętanych kajdanami pożądania, jak ludzie uwikłanych w „koło narodzin”. Owszem, można ich czcić, lecz legenda konsekwentnie nakazuje, by ludzie czcili Buddę — „Oświeconego”, uwolnionego z koła narodzin i wyzwalającego innych. W prze-