Causer i Smith mogli nawet dostrzec śruby okrętu. Przez chwilę krążownik znieruchomiał w tej dziwnej pozycji. Prawdopodobnie oparł się już stępką
0 dno basenu. Płetwonurkowie obserwowali groźne widowisko.
W porcie panowało w tej chwili zamieszanie. Łodzie i motorówki krążyły po basenach, szukając niewidocznego wroga. Tu i ówdzie sypały się do wody granaty i małe ładunki wybuchowe.
Anglicy zamiast uciekać postanowili do końca przyjrzeć się skutkom swego ataku. Okręt tonął już prawie godzinę; nagle wyrównał nieco przechył
1 przewrócił się na burtę, tworząc jak gdyby stalową podłogę na powierzchni wody. Dzieło zniszczenia zostało zakończone.
Berey i Lawrence ukrywali się w innym miejscu i nie mogli obserwować portu. Zresztą ich ładunek wybuchowy niestety popłynął w drugą stronę. Ale i oni słyszeli silny wybuch, a gdy w kilka godzin później weszli na wzgórze otaczające port — zobaczyli leżący na burcie krążownik „Bolzano”. A więc Causerowi i Smithowi powiodło się.
Causer i Smith postanowili nie czekać na motorówkę, lecz ratować się na własną rękę. O pomoc poprosili jakiegoś rybaka, który dostarczył im niewielką łódź wiosłową. Oczywiście o osiągnięciu Korsyki nie można było marzyć. Była zbyt daleko, a ponadto płetwonurkom dawał się we znaki upał. Lejący się z nieba żar szybko ich wyczerpał.
Próbowali płynąć na południe, aby dotrzeć w pobliże frontu. Jednak zmęczenie i brak wody do picia zmusił ich do powrotu na ląd. Wyszli na brzeg koło Forti de Marmi, w odległości 35 mil od La Spezia. Co robić dalej? Postanowili przedzierać się na południe, aby połączyć się z nacierającą armią angielską.
Jednak już w Forti de Marmi natrafili na życzliwych i pomocnych Włochów. Otrzymali ubrania cywilne i przeprowadzono ich do pobliskiego oddziału partyzanckiego. Po kilku dniach zjawili się tu Berey i Lawrance. Dopiero teraz płetwonurkowie mogli podzielić się wrażeniami z ataku i ucieczki.
Okazało się, że Berey i Lawrance czekali na umówionym miejscu, lecz zapowiedziana motorówka nie zjawiła się. A może jej nie słyszeli i nie widzieli, gdyż ze zmęczenia zasypiali co chwila. Postanowili ratować się samodzielnie i szli na południe w kierunku frontu. Po drodze zachodzili do Włochów, którzy pomagali im i wskazywali drogę.
Również i oni zamierzali uciekać morzem, lecz z upatrzonej łodzi rybackiej Włosi wynieśli żagle, a o długim wiosłowaniu płetwonurkowie w ogóle nie myśleli. Trzeba było dalej uciekać po lądzie. Wędrowali kilka dni wzdłuż wybrzeża aż doszli do miasteczka Pietrasanta. Tam natknęli się na ludzi z włoskiego ruchu oporu, którzy pomogli im w przedostaniu się do oddziału partyzanckiego, gdzie był już Causer i Smith.
79