unicestwiającej niepamięci. Nie ma ich tu, nie można więc ich nam pokazać wbrew naszej woli i jedynie w wjątkowych wypadkach (na przykład w postępowaniu karnym) przedstawia się nam dowody, którym nie możemy zaprzeczyć. Oznacza to, że zdrowy rozsądek całkowicie się myli, mniemając, że przeszłość jest niewzruszona, ustalona, niezmienna, w przeciwieństwie do wiecznie zmieniającego się strumienia teraźniejszości. Przeciwnie, przynajmniej w naszej świadomości, przeszłość jest kowalna, plastyczna i ciągle się zmienia w miarę tego, jak nasza pamięć reinterpretu je oraz na nowo objaśnia to, co się zdarzyło. Mamy więc tyle żywotów, ile punktów widzenia. Reinterpretujemy nieustannie naszą biografię, bardzo podobnie, jak to czynili stalinowcy przerabiający ciągle Wielką encyklopedię radziecką — pewnym zdarzeniom nadawali decydujące znaczenie, natomiast inne skazywane były na haniebną niepamięć.
Możemy bez ryzyka przyjąć, że ten proces przekształcenia przeszłości (który jest prawdopodobnie nieodłączny od samej natury języka) jest tak stary jak homo sapiens, jeśli w ogóle nie jego człekokształtni przodkowie, oraz że urozmaicał on owe długie tysiąclecia, gdy tępe grzmocenie tłukami pięściowymi było głównym zajęciem ludzi. Wszelki rytuał przejścia jest aktem interpretacji historycznej, a każdy mądry stary człowiek jest teoretykiem procesu historycznego. Dla doby dzisiejszej charakterystyczne jednak są częstość i tempo, z jakimi takie reinterpretacje dokonują się w życiu wielu jednostek, oraz coraz bardziej powszechna możliwość wyboru w tej grze stwarzania świata na nowo różnych systemów interpretacji. Jak wskazaliśmy już w poprzednim rozdziale, główną tego przyczyną jest wielkie nasilenie się tak geograficznej, jak społecznej mobilności. Dalszego rozwinięcia tego punktu dokonamy na kilku przykładach.
Ludzie przemieszczający się w przestrzeni często także przemieszczają się w sferze rozumienia samych siebie. Spójrzmy na zadziwiające transformacje tożsamości i obrazu własnego, które mogą być wynikiem zwykłej zmiany miejsca zamieszkania. Pewne środowiska służą jako klasyczne przykłady miejsc, w których takie transformacje dokonują się prawie automatycznie. Nie można na przykład zrozumieć Greenwich Village, nie rozumiejąc Kansas City. Stając się skupiskiem tych, którzy chcą zmienić swą tożsamość, Creenwich Village funkcjonowało od swych początków jako swoista socjopsychologiczna machina, przez którą mężczyźni i kobiety przechodzili niczym przez jakąś magiczną retortę, wchodząc jako przyzwoici obywatele Środkowego Zachodu, a wychodząc jako nieprzyzwoici dewianci. To, co było stosowne niegdyś, jest niestosowne teraz, i wce versa. To, co było tabu.
staje się de rigueur\ to. co było oczywiste, staje się śmieszne, to, co było czyimś światem, staje się tym, co musi zostać przezwyciężone. Oczywiście przejście takiej transformacji pociąga za sobą reinterpretację własnej przeszłości, i to radykalną. Uprzytamniamy sobie teraz, że wielkie uczuciowe wstrząsy przeszłości były tylko dziecinadą, że ci, których uważaliśmy za ważne w swoim życiu osoby, byli przez cały czas tylko ograniczonymi prowincjuszami. Wydarzenia, z których byliśmy dumni, stają się teraz kłopotliwymi epizodami z naszej prehistorii. Mogą być nawet wypierane z pamięci, jeśli zbytnio odbiegają od sposobu, w jaki chcemy teraz o sobie myśleć. I tak promienny dzień, gdy w imieniu klasy wygłaszaliśmy mowę pożegnalną, ustępuje w zrekonstruowanej biografii miejsca nieważnemu kiedyś na pozór wieczorowi, gdy po raz pierwszy spróbowaliśmy malować, a zamiast przyjąć za początek epoki naszego życia datę nawrócenia na kościelnym obozie letnim, przyjmujemy inną datę — przedtem dzień palącego wstydu, teraz dzień decydującego samopotwierdzenia się — datę utraty dziewictwa na tylnym siedzeniu samochodu. Idziemy przez życie, zmieniając ciągle kalendarz świąt, stawiając i ponownie usuwając drogowskazy znaczące nasz ruch w czasie ku definiowanym ciągle na nowo najważniejszym wydarzeniom. Staje się teraz jasne, że żaden czar nie jest tak silny, aby nie mógł być przytłumiony przez jakiś nowszy. Greenwich Village może następnie okazać się tylko jakimś etapem w naszym życiu, jeszcze jednym doświadczeniem, nawet jeszcze jednym błędem. Stare znaki mogą zostać wskrzeszone z rumowisk zaniechanych chronologii. Na przykład doświadczenie nawrócenia przeżytego na kościelnym obozie może się później okazać pierwszym niepewnym krokiem po omacku w stronę prawdy, którą teraz utożsamiamy całkowicie ze stawaniem się katolikiem. Na tę samą przeszłość mogą ponadto zostać nałożone zupełnie nowe kategorie porządkujące. Tak więc na przykład w trakcie osobistej psychoanalizy możemy się dowiedzieć, że zarówno nawrócenie, jak i wtajemniczenie seksualne — obie te sprawy, z których byliśmy dumni i których się wstydziliśmy — oraz wcześniejsze i późniejsze własne interpretacje tych wydarzeń były integralną częścią tego samego syndromu neurotycznego. I tak dalej — ad iniinilum i ad nauseam.
Aby uniknąć upodobnienia poprzednich ustępów do powieści wiktoriańskiej, byliśmy oszczędni w stosowaniu cudzysłowów. Niemniej trzeba teraz wyjaśnić, że o „spostrzeganiu" czy „odkrywaniu" czegoś w naszym
1 De rigueur (fr.S: obowiązkowy, obowiązujący, wymagany
61