związek homoseksualny, jeśli ma utrzymać swą pozycję w porządnym społeczeństwie; lecz to on sam dokonuje wyboru między reputacją a wiernością temu związkowi. To prawda, że w pewnych wypadkach sędzia „nie ma wyboru" innego niż skazanie człowieka na karę śmierci, lecz czyniąc tak wybiera bycie nadal sędzią, czyli trwanie w zawodzie przez siebie obranym że świadomością, że może on do takich sytuacji prowadzić: wybiera więc wypełnienie swego skonkretyzowanego obowiązku. Ludzie są odpowiedzialni za swe działania. Żyją w „złej wierze", gdy przypisują żelaznej konieczności to, co sami wybierają. Nawet prawo, główna twierdza „złej wiary", zaczęło przyjmować ten fakt do wiadomości, traktując tak, a nie inaczej faszystowskich zbrodniarzy wojennych.
Sartre przedstawił sugestywny obraz działania „złej wiary" w jej najbardziej złowrogiej postaci w opisie antysemity jako typu ludzkiego. Antysemita to człowiek, który gorączkowo identyfikuje się z mitologicznymi bytami („naród", „rasa", Volk), i w ten sposób dąży do wyzbycia się świadomości swej wolności. Antysemityzm (i możemy dodać — każda inna forma rasizmu czy fanatycznego nacjonalizmu) jest „złą wiarą" par exce//en-ce, ponieważ utożsamia człowieka całkowicie z jego charakterem społecznym. Samo człowieczeństwo staje się jakąś faktycznością pozbawioną wolności. A więc kocha się, nienawidzi i zabija w mitologicznym świecie, w którym wszyscy ludzie są tożsami z ich społecznymi przypisaniami. Tak właśnie esesman jest tożsamy ze swymi odznakami, a Żyd — z symbolem pogardy naszytym na jego obozowym pasiaku.
Jednakże „zła wiara" w jej najbardziej złowieszczej formie nie ogranicza się do Kafkowskiego świata nazizmu i jego totalitarnych odpowiedników. W naszym własnym społeczeństwie istnieje ona w postaci identycznych wzorców samooszukiwania się. To, że tak zwany najwyższy wymiar kary nie przestaje istnieć w rzekomo humanitarnych społeczeństwach, jest możliwe jedynie dzięki łańcuchowi aktów „złej wiary". Dręczyciele żyjący w naszym społeczeństwie, podobnie jak naziści, przedstawiają siebie jako sumiennych urzędników państwowych, o nieposzlakowanej, jeśli nawet przeciętnej, moralności osobistej, którzy z bólem przełamują swą ludzką słabość, ażeby spełnić swój obowiązek.
Nie będziemy tu wnikali w etyczne implikacje takiej „złej wiary". Uczynimy to pokrótce w dygresji, która następuje po niniejszym rozdziale. Zajmiemy się tu raczej owym zaskakującym obrazem społeczeństwa, który uzyskaliśmy w wyniku tych rozważań. Ponieważ społeczeństwo istnieje jako sieć ról społecznych, z których każda może stać się chronicznym lub chwilowym alibi usprawiedliwiającym uchylenie się od odpowiedzialności przez tego, kto ją wypełnia, możemy powiedzieć, że oszustwo i samooszust-wo należą do istoty rzeczywistości społecznej. A także iż nie jest to przypadkowa właściwość, która mogłaby zostać jakoś usunięta przez zmiany moralne lub jakiekolwiek inne. Fałsz przenikający struktury społeczne jest koniecznością funkcjonalną. Społeczeństwo może trwać jedynie wtedy, gdy przynajmniej niektórzy z jego członków przyznają jego fikcjom (jego „tak jakby", aby użyć terminu Hansa Vaihingera) status ontologiczny — w każdym razie takie społeczeństwo, jakie jak dotąd znamy z historii.
Społeczeństwo przygotowuje dla jednostki gigantyczny mechanizm, za pomocą którego może ona sama zataić przed sobą swą własną wolność. Jednakże ów charakter społeczeństwa, który można określić jako wielki spisek w „złej wierze", stanowi — podobnie jak w wypadku jednostki
— tylko wyraz możliwości wolności, która jest w mocy społeczeństwa. Jesteśmy istotami społecznymi i nasze życie jest związane ze szczególnymi miejscami społecznymi. Te same sytuacje społeczne, które stają się pułapkami „zlej wiary", mogą także sprzyjać wolności. Każdą rolę społeczną można grać świadomie lub ślepo. I w tej mierze, w jakiej rola jest pełniona świadomie, może ona być narzędziem naszych własnych decyzji. Każda instytucja społeczna może być alibi, instrumentem alienacji od wolności
— lecz przynajmniej niektóre z nich mogą stać się tarczą ochronną dla działań wolnych ludzi. W ten sposób zrozumienie zjawiska „złej wiary" nie musi nas prowadzić do obrazu społeczeństwa jako powszechnego królestwa iluzji, lecz jeszcze wyraźniej ujawnia paradoksalność i nietrwałość bytu społecznego.
Innym użytecznym w naszych rozważaniach pojęciem zaczerpniętym z filozofii egzystencjalistycznej może być to, które Martin Heidegger ujął jako das Man. To niemieckie określenie nie daje się przełożyć dosłownie na angielski. W niemieckim używa się go w ten sam sposób, w jaki w angielskim używa się one, na przykład w takim zdaniu: „One does not do that". („Man tut das nicht"), „Tak się nie robi". Francuskie słowo on ma to samo znaczenie, Heideggerowską intencję zaś dobrze uchwycił w hiszpańskim Jose Ortega y Casset za pomocą pojęcia lo que se hace\ Innymi słowy, Man odnosi do świadomie nie sprecyzowanego ogółu istot ludzkich. To nie ten człowiek tego nie robi ani tamten, ani ty, ani ja — to w pewien sposób wszyscy ludzie, lecz
’ W polskim języku filozoficznym przyjęto oddawać tę Heideggerowską intencję za pomocą słowa Stf, pisanego na ogól włainie duża litera.
137