Wstęp
partię magnacką. Olbrzymią większość spraw, które z instancji niższych wpływały na sądy trybunalskie, stanowiły procesy majątkowe. Procesy o zagony, o wioski, o klucze folwarków. Od zawikłanych, przez dziesięciolecia toczących się sporów o miedzę aż po sprawy ogromnych fortunl Walczyli ze sobą spadkobiercy, walczyli krewni o opiekę nad małoletnimi i ubezwłasnowolnionymi; „opieką” dochodziło się bowiem do korzyści, od których puchły jak na drożdżach fortuny ,,opiekunów’£j w takich sprawach poparcie możnowładcy, którego partia zdołała opanować trybunał, było dla wygrania procesu decydujące. Kto miał w ręku sądownictwo, miał w ręku i szlachtę, a więc i przebieg najbliższego sejmiku, i możność zerwania sejmu. Rzeczpospolita, utraciwszy praktycznie niezawisłość sądów, skazana była na zagładę^
[ Kitowicz oczywiście nie wyciąga tak daleko idących wniosków, które nam się dziś wydają oczywiste, a które oczywiste były w czasach saskich tylko najbardziej światłym głowom, przy końcu zaś stanisławowskiego panowania stawały się coraz bardziej powszechną świadomością społeczeństwa, co pozwoliło nie tylko na reformy Sejmu Czteroletniego, ale i na przyjęcie tych reform z entuzjazmem. Zadaniem Kitowicza jest pokazywać, opisywać. Wnioski stara się na ogól pozostawić swemu czytelnikowi, ale organizuje swój materiał tak, by narzucały się one nieodparcie. Skończywszy z sądownictwem, przechodzi do stanu żołnierskiego. Żołnierkę ten konfederat miał we krwi, i z prawdziwym znawstwem opisuje stroje, broń, organizację wojska-ale też jednocześnie to wszystko, co sprawiało, że ta nieliczna armia nadawała się do parad raczej niż do obrony kraju, a nieregularnie opłacana mogła wzniecać - i wzniecała - wewnętrzne niepokoje. Zresztą wojsko to byłoby bez|ilnę nie tylko wobec potężnych państw ościennych, ale wobec wojsk magnackich.'„Gdyby był kto tak ciekawy i sposobny, żeby był przebiegł całą Polskę i Litwę i porachował żołnierstwo nadworne u wszystkich panów, zapewne naliczyłby go więcej niż komputowego, ledwct-howiem który znajdował się senator i minister, żeby nie chował nadwornego żołnierza.” 4 zaraz po tym stwierdzeniu Kitowicz podaje wymowny przykład księcia Hieronima"Radziwił-la, chorążego wielkiego litewskiego, który trzymał sześć tysięcy wojska, wyćwiczonego na sposób pruski, a podatków żadnych ze swoich ogromnych dóbr nie płacił, „łagodnie zaś przekładającym sobie niesprawiedliwość i pogardę najwyższej zwierszchności [...] odpowiadał, że on ma wojsko porządniejsze niż Rzeczpospolita i że nim gotów służeć ojczyz'nie w potrzebie, a przeto konserwując takie wojsko, więcej daleko płaci Rzeczypospolitej niż podatek”. A któż by śmiał wymagać od Radziwiłła, by jasno skonkretyzował, co uważa za „potrzebę ojczyzny”, a co za swój własny interes?
Najbarwniejsza, najbardziej nasycona materiałem anegdotycznym i najdosadniej malująca obyczajowość czasów saskich jest ta część Opisu, która mówi „O stanie dworskim”. W części tej Kitowicz zamieścił szczegółowe relacje o życiu w rezydencjach magnackich i naśladujących je dworach szlacheckich. Przysłowie: „Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”, realizowało się bowiem - prawda, że pozornie-nie tylko w porządku prawnym Rzeczypospolitej, ale i w owym naśladownictwie wielko-rańskiego obyczaju. Nie było to w smak możnowladcom. '„Nie wiedzieli panowie, jak się mieli różnić od szlachty; jakąkolwiek oni modę wyfiryślili, wnet ją widzieli na
%o[/rue
(
k
jwjnrwacz 17