„Mówią bowiem, te pewni współzawodnicy, lękający się, ażeby nie zemścić się za krzywdę ojca, trucizną zgładzili chłopca wielkiego talentu; niektórzy zaś, którzy z nim pili, ledwie wymknęli się niebezpieczeństwu śmierci”. Wedle tej wersji byłaby to zatem zbrodnia polityczna popełniona przez rywali pragnących pozbyć się młodego księcia w obawie, że będzie ścigał wrogów ojca, a może raczej, że zechce sięgnąć po tron. Pierwsze więc posądzenie pada na Władysława Hermana, który przez usunięcie Bolesławowica utorowałby swojemu synowi drogę do stolca książęcego.
Mimo dość powszechnego przyjęcia w nauce relacji kronikarza podane motywy zamachu budzą różnorakie wątpliwości. Okoliczności sprowadzenia Mieszka do kraju, jego ożenek i inne wypadki związane z pobytem na płockim dworze nie wskazują na Hermana jako na inspiratora mordu. Po zgonie Bolesława II nie czuł on się zagrożony, a jego władza, mimo zastrzeżeń niektórych historyków, była całkowicie legalna i nie mogła budzić u nikogo zastrzeżeń natury prawnej. Rola truciciela bratanka nie bardzo godzi się z wizerunkiem Hermana skreślonym piórem Anonima Galla, który zresztą zbrodnią tą nie obciąża księcia, przerzucając oskarżenie na określonych liczbą mnogą „współzawodników”. Jeżeliby terminu tego nie brać dosłownie, to w zamachowcach na życie Mieszka można by upatrywać dawnych przeciwników Bolesława II, którzy obawiali się, że po ewentualnym dojściu do władzy młody książę -jak pisze kronikarz - będzie się mścił „za krzywdę ojca”.
Cały 29. rozdział pierwszej księgi Kroniki poświęcony Mieszkowi robi na czytelniku dziwne wrażenie, tak silnie nasycony jest przesadnymi pochwałami pod adresem Piastowica, a nawet niezbyt przecież uzasadnionymi nadziejami na jego przyszłe panowanie. W całym dziele Galla nie ma ani jednego Piasta, któremu pisarz poświęciłby chociaż jedno pełne zdanie, jeśli nie był panującym księciem. O licznych synach książęcych autor nie wspomniał słowem i nie wymienił nawet ich imion, a w tym wypadku otrzymujemy wielki pean ha cześć młodzieńca, który nie dał się jeszcze poznać i sprawdzić. Mimo woli budzi się podejrzenie, iż panegiryczna ocena Mieszka Tliteracko wyolbrzymiona żałoba, jaka po jego zgonie miała ogarnąć cały kraj i wszystkie grupy społeczne („Po śmierci zaś chłopca-Mieszka cała Polska tak bolała, jak matka po śmierci jedynego synayl nie tylko owi, którym był znany, rozwodzili żale,
lecz także ci, którzy nie widzieli go nigdy, towarzyszyli z płaczem marom zmarłego. Wieśniacy mianowicie porzucali radła, pasterze bydło, rzemieślnicy zajęcia, pracownicy roboty zaniedbali z żalu po Mieszku. Także mali chłopcy i dziewczęta, a nadto słudzy i służebnice pogrzeb Mieszka napełnili łzami i westchnieniami”), została kronikarzowi narzucona przez tych, którzy w okresie rządów Hermana utracili dawne wpływy i zeszli na dalszy plan, ale równocześnie na dworze książęcym mieli dość powiązań i kontaktów, aby na kartach Kroniki przeforsować dla potomnych taką właśnie wersję losów i oceny Mieszka oraz zaznaczyć swoje nadzieje z nim związane. Wysunięte przez nich podejrzenia najsilniej dotykają wojewody Sieciecha, o którym kronikarz w innym miejscu napisał, że dążył do wygubienia wszystkich Piastów i zajęcia ich miejsca. Czyżby więc miał on swój udział w obaleniu Bolesława II i teraz obawiał się zemsty Mieszka? Wszelkie domysły w tym względzie są możliwe, nawet całkowite zakwestionowanie wiarygodności wersji Anonima jako ewentualnej insynuacji podsuniętej autorowi dla zohydzenia pewnych osób, ale, niestety, nie pozwalają się skontrolować.
Zbrodnia popełniona na młodocianym Mieszku dopełniła miary dramatu Bolesława II i jego rodziny. Śmierć jego syna była ostatnim echem wielkiego konfliktu, który przyniósł tak tragiczne żniwo; była również epilogiem dramatu, który jest przedmiotem tej książki. Kurtyna dziejów, która zapadła nad opisanymi tutaj wydarzeniami, pokryła mrokami tajemnicy wiele szczegółów.
c Jedno wszakże jest pewne. Konflikt biskupa Stanisława z królem Bolesławem Szczodrym był niewątpliwym fenomenem w dziejach polskiego średniowiecza. Pociągnął on za sobą tragiczne skutki, które nie zamykają się jedynie w ramach osobistych dramatów ludzi, biorących w nim bezpośredni udział, chociaż i tych nie wolno lekceważyć. O katastrofie państwa polskiego, jaka ąastąpiła w wyniku wygnania Bolesława II, wspomniałem już wyżęjT"7
y Ogromne straty poniósł też Kościół w Polsce. Po śmierci Stanisława" największe i najważniejsze w kraju biskupstwo przez trzy lata pozostawało bez nowego pasterza, zanim diecezję krakowską w 1082 r. objął biskup Lambert (III). Fakt ten dobitnie ukazuje miarę wstrząsu, jakiego doznało państwo i Kościół w toku wydarzeń z 1079 r.! Gdyby uznać istnienie i przechowanie w późnej tradycji (i ewentualnie w liście Paschalisa II) prawdziwych okruchów