40
jak nie potrzebuje też pozbawionego wszelkich skrupułów człowieka interesu, czego uczył już Franklin. Różnica nie polega zatem na odmiennym stopniu rozwoju jakiegoś »pędu« (instynktu«) do pieniądza. Auri sacra fames jest równie stara, jak ludzkość. Zobaczymy jednak, że ci, którzy się jej całkowicie jako popędowi oddali (jak ów holenderski kapitan, który »dla zysku chciał pożeglować do pieklą, choćby nawet nadpaliły mu się żagle*), wcale nie byli przedstawicielami sposobu myślenia, z którego wykluł się współczesny kapitalistyczny »duch« jako zjawisko masowe.
Bezwzględne, nieograniczone żadnymi normami wewnętrznymi osiąganie zysku istniało we wszystkich epokach historycznych, gdzie tylko było to możliwe. Podobnie jak wojna i piractwo, tak też i wolny, nie skrępowany jakimikolwiek normami handel był przyjęty w stosunkach z obcymi, nie zaś ze swoimi; »moralność na zewnątrz* zezwalała na coś, co wśród »braci« było potępiane. I, podobnie jak zewnętrzne, kapitalistyczne osiąganie zysków jako -przygoda* istniało w najróżniejszych formach — przez dzierżawę, pożyczki, finansowanie wojen, dworów książęcych, urzędników — we wszystkich systemach gospodarczych tak też i wszędzie był obecny ów awanturniczy sposób myślenia, który drwi sobie z wszelkiej etyki. Absolutna i świadoma bezwzględność w osiąganiu zysków często towarzyszyła właśnie najgłębszemu przywiązaniu do tradycji.
Wraz z rozpadem tradycji i upowszechnianiem wolnego osiągania zysku, także w obrębie związków społecznych, [wolność ta] niekoniecznie musiała pociągać za sobą etycznie obojętną tolerancję lub też uznawanie tych zjawisk za negatywne, ale niestety nieuniknione. Takie było normalne stanowisko nie tylko wszelkich odmian etyki, lecz też — co najistotniejsze — postawa praktyczna przeciętnego człowieka epoki przedkapitalistycznej. Przedkapitalistycznej w tym sensie, że racjonalne, zorganizowane obracanie kapitałem i kapitalistyczna organizacja pracy nie były jeszcze dominujące w całej orientacji działań ekonomicznych. Właśnie ta postawa [rozdwojenia na tradycję i awanturniczą bezwzględność] była jednym z najsilniejszych hamulców, na jakie napotykało wszędzie dostosowywanie się ludzi do warunków uporządkowanej gospodarki mieszczańsko—kapitalistycznej.
Przeciwnikiem, z którym głównie musiał borykać się »dućh kapitalizmu*, w sensie określonego, występującego w szatach pewnej »elyki« stylu życia, był ten rodzaj odczuwania i zachowywania się, który można by nazwać tradycjonalizmem. Także i tu trzeba zrezygnować z jakiejkolwiek ostatecznej ■•definicji*. Zechcemy raczej zobaczyć na kilku przykładach, co można tu mieć na myśli — a zaczniemy od dołu, od robotników.
Jednym ze środków technicznych, przy pomocy których współczesny przedsiębiorca chce osiągnąć maksimum wydajności, jest wynagradzanie akordowe. W rolnictwie stosuje się je np. w czasie żniw, gdyż przy niepewnej pogodzie od maksymalnego przyśpieszenia pracy może zależeć wielkość zysku. Ponieważ wraz ze wzrostem plonów i intensywności pracy zainteresowanie właściciela przyspieszeniem żniw staje się coraz większe, próbowano zainteresować robotników wzrostem wydajności przez zwiększenie stawek akordowych. Oznaczało to wysoki zarobek w nadzwyczaj krótkim czasie. Ale pojawiły się trudności: podwyższanie stawek akordowych powodowało często nie zwiększanie, a zmniejszanie wydajności. Robotnicy zareagowali na zwiększenie akordu zmniejszeniem wydajności dziennej. Żniwiarz, który np. za zżętą morgę zboża otrzymywał jedną markę, wykonywał dotąd normę dwie i pół morgi, zarabiając dwie i pół marki. Po zwiększeniu stawki akordowej o 25 fenigów za morgę nie żął dziennie np. trzech mórg, żeby zarobić 3,75 marki, lecz tylko dwie morgi dziennie, by zarabiać dalej swoje 2 i pół marki — i tym się zadowalał. Dodatkowy zarobek interesował go w mniejszym stopniu, aniżeli mniej pracy. Nie pytał, ile może dziennie zarobić, lecz ile musi się napracować, żeby zarobić dwie i pół marki, które brał dotąd, a któ-
5 — Etyka...