340
340
siłku operacje ustanawiania korpusu dokumentów, k0 danych i hipotez, konstrukcji interpretacji”, które hist' podejmują w trosce o prawdę? Chciałbym, aby mój pole^ wziął pod uwagę to, co Nietzsche nazwałby nie psychoi nawet, a fizjologią, biologią, czy wręcz ekonomią tego,,żnS nego i wyczerpującego” wysiłku, jaki historycy wkładają w ^ krycie prawdy, samej prawdy i tylko prawdy o przeszłości Pytanie Chartiera jest wnikliwe, gdyż dotyczy „wartości wysiłku” wkładanego w pracę naukową w dziedzinach, któ. re, w odróżnieniu od nauk przyrodniczych, nie przynoszą natychmiastowych korzyści praktycznych. Tak samo jak ja Chartier świetnie zdaje sobie sprawę ze szczególnej wielo, znaczności roszczeń historyków do rangi strażników „rze. czywistości” i wytwórców dyskursu „faktografii”; z ich osobliwych przeświadczeń o „odkrywaniu” faktów w rzeczywi-stości oraz ze skłonności, aby udawać, że są oni bez mała neutralnymi pośrednikami przekazu „faktów” z przeszłości w teraźniejszość. Sądzę, źe potwierdzeniem bezzasadności tych roszczeń jest nie tyle rzeczywisty wysiłek wkładany w odkrywanie faktów, ile raczej „mit” herkulesowej pracy,jakiej ich ustalenie rzekomo wymaga. Te opowieści o ogromnym wysiłku czy nawet cierpieniu, z którym wiąże się odkrywanie prawdy o przeszłości, jak również na ogół przesadnie wyczerpująca dokumentacja tego wysiłku w postaci przypisów, cytatów ze źródeł, odwołań do autorytetów itp. służą moim zdaniem za dowód uczciwości historyka jako rzecznika swoich źródeł. Uczciwość ta jest tożsama z postawą, jaką przybiera wobec sądu każdy świadek. Innymi słowy, wiele spośród wspomnianych przez Chartiera „żmudnych i wymagających wysiłku operacji” należy do „teatru” uczonej erudycji: pełnią one funkcję rytualną, przyświadczając dobrej wierze historyka i w pewien sposób zastępując procedurę wła* ściwą naukom ścisłym. Dlatego właśnie c być kontynuowane. Bez nich wiedza hist<
„rzetelność” i „obiektywizm”, do których
Ml^^lećz, ten rodzaj „rzetelności” i obiektyw,
mmk i
wTf,etePStieg° iszczą sobie pretensje historycy, wrze-■ ' ^°J odnosi się do konwencji uczonej erudycji, jaka
/^$t0*c! w określonym miejscu i czasie w obrębie zróż-I Ir^ych społeczności badaczy. Jednym słowem, ■ jc°w'3 zm”\ „rzetelność”historyków, podobniejak i Jak-1/nam dostarczają, zaieźą od standardów obowią-W tf> ^ w obrębie danej kultury w określonym czasie i oko-■ fitościart ich wytwarzania.
/ ^ Czwarte pytanie Chartiera dotyczy mojego „relatywizm u- W jaici sposób, pyta on, jestem w stanie pogodne mój
f relaty^izm>>z moralnym wymogiem prawdy właśd-f ^yiu refleksji nad takimi zjawiskami, jak „zbrodnie popeł-f nione przez tyranie, lub, co gorsza, Shoah ”- szczególnie, że „rewizjoniści” przeczą, jakoby hitlerowcy kiedykolwiek po-f dejmowali próby dokonania zagłady Żydów?
Odpowiadając na to pytanie, utrzymuję, iż wbrew temu,
V co twierdzi Chartier, rewizjoniści wcale nie „dostarczyli podstaw do przepisania historii współczesnej na nowo”, ale raczej, przeciwnie, po prostu (i zgoła perwersyjnie) zaprzeczyli, jakoby pewne wydarzenia miały w nieodległej przeszłości miejsce. W przekonaniach rewizjonisto* nie ma nic radykalnego. Metodologia, jaką rzekomo stosują, opiera się na jak najbardziej konwencjonalnych sposobach uprawiania historiografii. Nie stanowią one wyzwania wobec przywoływanych przez Chartiera „technik badawczych i procedur krytycznych”, które gwarantują „uczciwość" i „obiektywność” odpowiedzialnego historyka-profesjonali-sty. W gruncie rzeczy rewizjoniści utrzymują, iż stosują się do owych technik i procedur jeszcze ściślej niż ich oponenci, którzy popełniają błąd, usiłując spierać się z nimi na domniemanej wspólnej płaszczyźnie. W istocie żadna wspólna ptasząt nie istnieje. Dyskurs rewizjonistów jest w oczywisty oparty na urojeniach i posiada cechy języka psycho-