poziomów wypowiedzi, w obrębie k tórych analizowan darzenia obdarzane były znaczeniem zdecydowanie miarę w stosunku do tego, co dałoby się uzasadnić na ^ stawie samych faktów wypreparowanych z dostępnych <j kumentów. Nadmiar ten wiązał się na ogół z tym, co Roj^ Barthes i inni nazwali po prostu „konotacyjnym” aspektem słów' (znaków) użytych do opisywania zdarzeń. Jakkolwiek historycy bez wątpienia wybierali do opisu badanych zjawisk te słowa, o które im chodziło, nieuchronnie niosły one ^ sobą różnorodność sensów wykraczającą daleko poza ich znaczenie dosłowne czyli denotację w momencie użycia. A za. tem bez wględu na intencje danego historyka, słowa, jakich używał, przynosiły również znaczenia odmienne, wiążące się z ich poprzednimi użyciami.
Oczywiście historyk, który obstaje przy dosłownym sensie tego, co pisze na temat przeszłości, może nalegać, by czytelnik zwracał uwagę tylko na określoną intencję znaczeniową, a nie na znaczenia implikowane przez język. Lecz w każdym języku liczba słów o sensie jednoznacznym - jeśli w ogóle słowa takie występują - jest bardzo niewielka i żaden autorytet nie może ograniczyć zakresu znaczeń akceptowanych przez społeczność ich użytkowników. To tylko jeden przykład ograniczenia dosłownego posługiwania się zasobami języka naturalnego (w odróżnieniu od języków specjalistycznych). 1 jeśli dotyczy to słów, to w równym stopniu odnoś się także do jednostek wyższego rzędu - fraz, zdań, akapitów i gatunków - wykorzystywanych do tworzenia dyskursów, takich jak te, które funkcjonują w naukach humanistycznych.
Wśród problemów, z jakimi przyszło mi się zetknąć w dziedzinie analizy dyskursu, znajdowała się kwestia relacji między opowiadaniem (wrii) zawartym w historycznej narracji o rozwoju danej serii wydarzeń w określonym przedziale czasu argumentacją przedstawioną zazwyczaj w formie niefa-bularnego komentarza, zmierzającą do wyjaśnienia, dlacze-
11 s” nabieraio znaczenia jako opowiadanie czy też - doli ładniej - rodzaj struktur fabularnych, jakie leżały u podli staw różnych gatunków narracyjnych składających się na I mityczno-Iiteracką tradycję Zachodu. Innymi słowy, potrak-I towałem narratywizację jako sam w sobie uprawniony ro-I dzaj wyjaśniania, zgodnie z powszechnym przekonaniem, że I odkrycie w nagromadzeniu wydarzeń linii fabularnej równa i się w znacznym stopniu odsłonięciu ich znaczenia jako zja-f *dska specyficznie historycznego. Druga czynność syntety-I nijąca podejmowana w obrębie dyskursu historiografii po-V legała na tym, że wydarzenia, które ujawniły już - bądź to I realnie, bądź przynajmniej potencjalnie - swą fabularną I spójność (przez co, za Romanem Jakobsonem, rozumiem coś f w rodzaju zróż n i co wanego rozczłonkowania),wdał-szym ciągu poddawanoeksplikacji wyjaśniającej czy interpretacyjnej.
r nia rozwinęły się ia*f a *uc ■ j >—
L^JjTLnfca oddziaływania dyskursu historiografii na
W latach sześćdziesiątych filozofowie historii skłonni byli uważać narratywizację za rodzaj wyjaśnienia, w odróżnieniu od modelu nomologiczno-dedukcyjnego dominującego w naukach przyrodniczych. Wydawało mi się, że skoro nar-ratywizacja była niezbędnym etapem ustanawiania danego zespołu wydarzeń jako sekwencji o charakterze specyficznie historiograficznym, relację między opowiadaniem (mii) o wydarzeniach [a wydarzeniami] potraktować by można jako ocplicondum, natomiast komentarz jakozzpticaas. Co za tym idzie, narratywizację należałoby uznać za czynność, w re--jlfracje czego pozornie przypadkowy czy nawet chaotyczny