140
Feliks Tomaszewski
f. F. T.) — pobity i potłuczony, z zawiąż uniesiony z domu starców i inwalidów dej**1
rozumiejąc, że umiera" (P, 235). Od dawna głuchy i prawie ślepy Qł>i' ^ tracić mowę. Odcięcie, izolacja są podwójne: mamy tu do czynień*5*1^ cięciem od rzeczywistości i z odcięciem — jeżeli tak wolno powicd? * samego siebie. To ostatnie, jeżeli uwzględnimy pobyt na Kołymic
Warłam S załam o w - uw
tyłu rękami, zostanie przeniesiony z uuwu sl<iii;uw i ruwaiiaow (j0 "*** <j, psychiatrycznego na przedmieściach Moskwy. „Umierał od trzech
Zleć ,
w domu starców, stadium pogrzebania żywcem. Wydaje się, ^ .Hyi w tym świetle pełnym głosem odzywa się ironia wpisana w opis °^ICro posługi.
Podobny los dotknie Masaniella, przywódcę plebejskięj rewolucji apolu z 1647 r. (zob. C, 261-269). Noszony na rękach przez lud zabity przez spiskowców - niedawnych współtowarzyszy pod ziem--* 8lan'e
Wcześniej jednak spada nań obłęd, który Masaniello będzie Wspoj^'' alkoholem. Majaczenie i bełkot są znakami ucieczki z przestrzeni racjonal • * są znakami zrywania więzi, odcinania się od otoczenia. W końcu zott jakże współcześnie dźwięczący termin — internowany, ale ucieknie K' w kościele Carmine stanie nagi, nikt nie spojrzy nań tak, jak spogląda * na kontrowersyjnego zakonnika kochającego ptaki, zwierzęta i gj^00 Nagość będzie kolejnym znakiem obłędu. Przed bliźnimi uratuje go kardynał polecając zamknąć Masaniella w pustej celi. „Zamknął się w niej na klu ' sam. wystraszony nagle, przybity, roztrzęsiony, w atakach płaczu” (C, 267) Ci, którzy zapukają do jego drzwi, skierują w jego stronę rusznice, a jeden ze spiskowców obetnie mu głowę nożem i biegnąc — jak szalony - ulicami miasta, będzie ją pokazywał napotkanym przechodniom. Lud jest jednak zmienny. Po chwilowym odwróceniu się od swego przywódcy, po - tak to nazwijmy - „królobójstwie”, wróci do tego, którego zabił:
Wygrzebano jego ciało z nadmorskiego śmietnika — czytamy - obmyto je i ubrano w mundur generała ludowego, odnaleziono jego głowę i przytwierdzono ją do korpusi, po czym w imponującym i wzruszającym orszaku pogrzebowym, z rozwianymi chorągwiom i w takt werbli żałobnych, przy świetle pochodni i biciu w dzwony, poniesiono trumnę z ziemskimi resztkami Masaniella na wieczny spoczynek do kościoła Carmine, opłakując go jako dobroczyńcę, czcząc w nim świętego i męczennika (C. 268).
Żywy, mógł przebywać wśród żywych w kościele Carmine w ccii, martw) - dostąpił zaszczytu męczennika i świętego. Ironia zawarta w rozbudowanym opisie powtórnego pochówku Masaniella jest bardzo czytelna. Nie możemy sobie pozwolić na pominięcie, jakże znamiennej, próby niemalże powołam* do życia trupa. Podniesiony ze śmietnika (!), skompletowany, odziany prawie żywy. Żywy trup!
W zamknięciu przez pewien czas będzie przebywał Casanova, bohater ukończonego w końcu stycznia 1983 r. Labiryntu Casanovy. Jednak niejeg0
Bohaterowie - groby i pleśń 141
ietnastomiesięczny pobyt za kratami w Piombl - w czasie którego obijał się 1 soiny celi ,jak schwytany ptak”, obmyślając dzień po dniu, noc po nocy teczkę (L, 243) - jest tu najważniejszy. O wiele istotniejsze wydaje się inne ^edenie, które - z pozoru - więzieniem nie było. Przez ostatnie 13 lat swego tyoa Casanova przebywał na zamku Duchov, zaproszony - w charakterze punkowego bibliotekarza - przez hrabiego von Waldsteina. Był wolny a zara-jem był uwięziony, jak stwór mieszkający w posiadającej setki ślepych korytarzy mitologicznej budowli na Krecie. Prawdziwy labirynt Casanovy nie był wzniesiony z kamienia. Narrator, kochający starocie, odnajdzie „egzemplarz dziwnego albumu z kategorii białych kruków” (L, 241), w którym czytamy:
Casanova - pojawił się dopiero na dwóch sztychach, zamykających album nocną wizją tamku w formie Labiryntu; widać go było w pozie ucieczki, z wyrazem przerażenia na itaiej i brzydkiej twarzy, z lichtarzem, w którym dopalała się słabym płomieniem świeca. Album nie posiadał żadnego w ogóle tekstu, tylko pod tymi dwoma sztychami połączonymi w jedną całość widniał napia: „Labiryntem, z którego najtrudniej, a może i nie sposób aę wydobyć, jest dla człowieka on sam" (L, 241-242).
Nie ucieknie Casanova z zamku hrabiego von Waldstein, nie ucieknie od własnego ciała, nie ucieknie od swego diabła.
Opatrzona datą: 20 maja 1983 r., powiastka filozoficzna, jest naprawdę krótka: „Krótka i jak pieprz sucha, bez dramatycznych spięć, sond psychologicznych i ozdobników lirycznych” (U, 250). Jest świadectwem życia i śmierci filozofa Ugo (tj. Hugona) - konstruktora „zdań spiętrzonych jak drapacze chmur”, elokwentnego erudyty o czarnych, smolistych oczach, przyprawiających rozmówcę o lekki zawrót głowy (U, 252). Dopadła go choroba „powierzchowne zaburzenia nerwowe", „przejściowa depresja" (U, 254) - która wyrzuciła go poza zbiorowość. Znamienne jest to intelektualne obezwładnienie, jakie dotknęło tego, który przypuścił atak na „rozum nieczysty", który wierzył, że istnieje „inny rozum, niekłamanie czysty, rozpięty jak tęcza między nami i Bogiem” (U, 255). Człowiek o nienasyconym duchu na łożu śmierci wykrztusił jedno słowo: Basta! - tzn. „Dosyć!”. Był jak Immanucl Kant, który pod koniec życia stracił poczucie czasu, który bał się ciemności, który nie potrafił się podpisać, bo opuściła go pamięć Zabłąkał się w sobie i nie zauważał siedzących u łoża przyjaciół. Labirynt ciała, grób ciała był szczelny, nie pozwalał na wydobycie się z plątaniny, z ciemności na proste, jasne drogi. Zanim umarł, powiedział „Sufficit!"
tzn. „Dosyć!”. Nie mogąc sobie poradzić z coraz głębszą ciemnością wypełniającą jego wnętrze, wybrał (?) ciemność ziemi.
Zupełnie inne zamknięcie było udziałem Filipa Marii Viscontiego, księcia Mediolanu, urodzonego w 1392 r., zmarłego w 1447 r., bohatera datowanego: luty 1984 r. - Księcia Mediolanu (K, 270-277). Bał się samotności i ciszy nocnej: