82
wiek kurr ma cos do powiediMiia. czego saemat ten me ogarnę. nazywa się chaotycznym umysłem^ że ledwo usta otacrrd jm se w cezach ludu snuesmosaą o kry*, t ledwo |t naki^L jeż się nornikiem dis nich stsi? że jui mu rts-peake i dzwonkami m czoło wcisnęli? Widzisz, o tej czapeczce i dzwnkimi zapomnieli Ibsenowie. A to jest rzecz bardzo ważna, bardzo współczesna? Dla tego drobiazgu proroków nawet w powiecie być nie może, nawet tych skromnych. co to chcą czystej wody w studniach i czystych rąk przy pahhrmyck sprawach. Każdy, każdy bez wyjątku czapeczkę dostanie! Czy ty masz dość mocne nerwy. Samsonie:!. wobec wppska podejrzeń? wobec ciżby złej woli? Wobec tłumu ciekawości? Jak mucha w pajęczynie owikłasz tylko, ©plączesz i zamotast ducha swego nienawiścią... A ty proroku,
szpitalne cele puste? A znasz ty tę w samotności aż do bezkresów rozrosłą nienawiść, która w rozbolałej duszy już się nie mieści* O, ho do nienawiści tłumu trzeba potęgi ducha!.. Więc się rzucasz opętany szalem nienawiści: chcesz kąsać, szarpać, daać.. Ale ściany wybite już materacem, a w poko-7- nie ma już nic więcej prócz siennika. Ujrzysz może jeszcze tylko w małym otworze drzwi parę wydłużonych kretyńskim uśmiechem oczu dozorcy.
Cha-cha'-cha." — proroku...
Zflchiu stała wsparta o framugę drzwi; oczy rozszerzyły jej się i zwilgotniały; źrenice pogłębiły się. blada była na twarzy: wciągnął ją w wir chaotycznych swych myśli. Bezwiednie grała już z nim razem' — grała niemo, trwożnym biciem
— Xie trzeba się było dać. Właduś! — próbowała dorzucić swoje i rumieńce wytrysły jej w jednej chwili na policzki. — Mężczyzna nie da się! — zawołała prężąc się dumnie, wyrosła. spotężziiała w jednej chwili. — Mężczyzna z depcze, zabije bodajby nawet tłum*—
u z dszzc-rJmir.■ — lekwiiTt hł> wariata.
n Sg-trr*—biblijny wódz izraelski o nadludzkiej sile zawartej w jega (łupek włon irfi
Rzuci) na nią zdziwione, przelotne spojrzenie i ocenił natychmiast zarówno siłę ekspresji, (jak] i metaliczny, szczery dźwięk tego kobiecego wybuchu.
— Dobrze zrobione — rzekł mimo woli.
Niebawem powrócił jednak do swoich myśli.
— A było takich proroków po wszystkich guberniach tylu! — tył ul — tyłu? — Osunął się na kanapę, rozkrzyżował ramiona na jej oparcia i z pochmurnym uporem zapatrzył się gdzieś w pułap.
— A jednak — westchnął po chwili ciężko — pójdź do urnie, tłumie, abym de umiłował.
— Nie, Władek.'...
— Zlituj się. Zochna, przecież ja o nim tylko marzę, przed nim korzę się w myślach.
— Właduś, nie! nie! nie! — wołała tuląc się do niego w bezwiednym, instynktownym strachu. Usłyszał, wyczuł to kołaczące się serce ptaka i zdjęła go litość wielka. Posadził ją sobie na kolanach i głaskał obie jej dłonie.
— Pamiętasz, coś mówiła przed chwilą?
— Co, Właduchna?
— Zdepcz. powiedziałaś.
— Ty tego nie uczynisz.
— Wierzysz mi?
— Kocham
— Nie płacz, nie płacz. Zocha... Wiesz, dlaczego — pytał ocierając jej palcem łzy spod oczu — wiesz, dlaczego nasze żyde jest takie smutne? takie bardzo smutne?
Uniosła mu się w ramionach jak dziecko, popatrzała uważnie, pilnie i po chwili potrząsnęła bezradnie głową.
— Nie wiem — szepnęła.
— Pokazać d raz jeszcze ten ziejący śmiechem potwor?
Zochna zaczęła dygotać na całym dełe.
— O, ty możesz mnie i bez tego swymi urojeniami na śmierć zamęczyć. Ja słaba jestem, coraz słabsza. Nie widzisz tego, Właduś?... Pamiętasz, jaką dawniej byłam?... Patrz. _ia-kam ja chuda!...