moc największa, które najpowszechniej rozwinięte władze fizyczne i moralne mając znają najwięcej sposobów do użycia sił swojej masy i rzeczy swojej ziemi” — tak perorował w przededniu Wielkiej Wojny, przestrzegając młodzież przed zbyt pochopnym zapałem wojennym, który — jeśli jest bez umiejętności i środków — „może ściągnąć narodów zatratę”86. A przecież nie było mu obce rozumienie tej drugiej, samoutwierdzającej funkcji kultury. Mówił w Towarzystwie Przyjaciół Nauk, iż wydział literatury „obejmuje te nauki, które dawają ludom nieśmiertelność, które narodu język mogą zachować [...], przeszłe jego istnienie połączyć jeszcze z jego następnym jestestwem”. Od historii żądał, „aby każdy młody czytaniem dzieł swych ojców nabierał dla nich i dla siebie szacunku, czuł zaszczyt w Polaka imieniu” .
W klasycyzującym oratorstwie, ale też i w polityce Towarzystwa Przyjaciół Nauk wniosłość i użyteczność kładziono na jednej szali. Tak było jeszcze u wileńskich filomatów, którzy zasadę społecznej służebności wiedzy łączyli ze czcią dla poezji i narodowości, a nadto z pasją do filozofii dziejów. W orientacji kulturowej schyłkowego Oświecenia logos i praxis pozostawały nadal w nierozerwalnym ze sobą źwiązku.
W młode i gorętsze umysły wkradało się już jednak lekceważenie, dla tych sposobów myślenia i pracowania, które nie syciły niecierpliwego łaknienia ideału, a przy tym łatwo służyły za usprawiedliwienie politycznego oportunizmu. Seweryn Goszczyński wspominać będzie, jak to porzuciwszy szkoły na Podolu w roku 1819 poniechał też myśli o studiach w Wilnie: „Do Wilna nie mieliśmy sympatii. Uważaliśmy ten uniwersytet za właściwy dla tych jedynie, którzy w nauce szukali sposobu do żyda jako lekarze, profesorowie. Nie widzieliśmy życia wyższego, odpowiedniego naszym widokom na przyszłość, ja przynajmniej prowadzony byłem celami wyłącznie politycznymi” .
Liberalne przymierze postawy pragmatycznej, inżynieryjnej z myślą ścigającą absolut moralny miało się ku końcowi: polemika (niedokończona niestety) Mochnackiego z Janem Śniadeckim jest już świadectwem nienlożności porozumienia. Z jednej strony niewczesne drwiny z nowej poetyczności i metafizyki, z intuicyjnych albo spekula-
$. Staszic, Zagajenie publicznego posiedzenia TKWPN dnia 21 1812, cyt. wg: A. Krauahar, op. dt., księga U, t-1, s. 274.
^ S. Staszic. Myśli o książkach najpożyteczniejszych (1805), ibidem, t. I, a. 376, 378.
* S. Goszczyński, Podróż mojego tycia Urywki tosponmien i zapiski da pamiętnika, wyd. S. Pigoń, Wilno 1924,
66 a. 27.
f
tywnych prób dociekania tajemnic egzystencji człowieka i narodu*9.
Z drugiej — mimo przyznania, iż „dobre mienie i trwałość politycznego bytu narodów zależy od praw z doświadczenia wyczerpanych” — atak na literaturę utrzymującą świętokradzki związek ze „stosunkami towarzyskimi” wieku, a później także na samowladztwo „grubego empiryzmu” nauk i umiejętności, usiłujących obyć się bez „ducha systematycznego” i filozoficznej samowiedzy90. To nie znaczy, że Mochnacki nie uznawał, cywilizatorskiej funkcji nauk stosowanych.
W końcu każdy romantyk wiedział, że trzeba orać, siać i kosić, robić mydło, budować mosty i uczyć arytmetyki. Ale to właśnie była niższa, trywialna strona kultury; ona to — przez specjalizację i popularne * kompilatorstwo — prowadziła do upowszechnienia „maleńkich rzeczy, maleńkich myśli, maleńkich wyobrażeń”91.
Zważmy, że nie z pięknoduchostwa brała się ta krytyka, nie ze wzgardy dla materialnych potrzeb społeczeństwa. Rzetelniejsze były jej powody. W przedlistopadowych pismach Mochnackiego czy Józefa Gołuchowskiego doszło do głosu dość pbwszechne podówczas odczucie europejskich intelektualistów, że Oświecenie pozostawiło po sobie obraz świata, rozbitego. Filozofia sceptyczna pozbawiła i poznanie, i moralność gwarancji nadprzyrodzonej, a wraz z tym spajającego je autorytetu i sensu. Nauki zaś rozwijały się każda oddzielnie, organizując swoje osobne, rozdrobnione fragmenty doświadczenia. Dlatego właśnie cywilizacja współczesna jawiła się jako „fałszywa”, jako „mechanizm pojęć”92. Przełom romantyczny żywił się tym uczuciem umysłowej i aksjologicznej czczości: ataki — jakże nieraz celne —na empiryzm, specjalizację, eklektyzm, „płytkość umysłowości”, kryterium utylitarne, wyrażały dojmujący głód syntezy, namiętne poszukiwanie uniwersalnej zasady jednoczącej naturę i przywracającej sens dziejom. Takiej zasady nauka nie mogła dostarczyć, a jej rosnące sprawności techniczne nie każdemu wynagradzały stratę. Poszukiwania prowadziły więc w różne strony: do dogmatycznej religii i do
® Jan Śniadecki. Wybór pism naukowych, opr. Z. Libera i S. Drobot. Warszawa 1954. s. 11—33,137-143,165.
00
M.' Mochnacki. Pisma po raz pierwszy, s. 60-70,47J-474.
1 Ibidem, s. 455. Podobne wątki w napisanej po niemiecku rozprawie J. Gołuchowskiego, Die Philosophie tri ihrtm Perhaltnisse zum Leben ganzgr Vajker und einzelner Menschen, Ertangen 1622; wyd- polskie: przel.
P. Chmielowski, Filozofia a tycie, Warszawa 1903.
Pojęcie „fałszywej cywilizacji" znaleźć można już w odczycie J. K. Szaniawskiego, O znamienitszych syttemataeh moralnych staróżytnoici, wygłoszonym na publicznym posiedzeniu Warszawskiego Towarzystwa Przyja-ęió) Nauk w 1802 r. Koncepcję „prawdziwej" i „fałszywej" cywilizacji objaśnia dokładniej Krystyna KrzemieA-Ojak, Maurycy Mochnacki: program kulturalny i myli krytyczno-literacka. Warszawa 1975, s. 75—80. O 7