tym względem widok rewolucyjny zdradzał charakterystyczne zbieżności z widokiem konserwatywnym: bo to konserwatyści przecież od dawna i ustawicznie upatrywali w nowoczesnej cywilizacji mechaniczną silę niwelującą różnobarwność ludzkiego świata. Tylko że to, co budziło apokaliptyczną zgrozę konserwatysty, stawało się nadzieją rewolucjonisty: owa niwelacyjna tendencja kapitalizmu zapewniała bowiem wszystkim narodom to samo szczęśliwe rozwiązanie.
W tej perspektywie pozytywna rola cywilizacyjna kapitalizmu kończyła się z chwilą, gdy niszczył on pozostałości stosunków feudal-no-patriarchalnych oraz — o czym jeszcze będzie mowa — gospodarkę naturalną i drobnotowarową. Potem pozostawało mu już tylko jedno zadanie do spełnienia — przygotowanie dzieła zniszczenia samego siebie. „Kapitalizm jest także tylko fazą historyczną w życiu społeczeństw i jako taki odbywa ustawicznie swój proces rozwoju, który zarazem jest jego procesem rozkładowym, mniej lub więcej szybkim stosownie do warunków historycznych, w jakich się odbywa” \ Im więc szybciej się rozwijał i osiągał dojrzałość, im bezwzględniej podporządkowywał sobie produkcję, handel i obyczaje, im bardziej niepodzielnie władał Europą i światem, tym silniejsi stawali się jego przyszli grabarze, tym bliższa chwila rewolucji.
A tymczasem ten polski kapitalizm był, jak się rzekło, cherlawy. Niby taki sam jak na Zachodzie, a przecież brak mu by ło tamtej kultury i tężyzny. Brak jej było całemu niespiesznemu społeczeństwu. Marksiści nie mniej silnie od pozytywistów podkreślali, że Polska stała się peryferią kulturalną Europy. Pisała genewska „Walka Klas” w swym artykule programowym: „Jakkolwiek z pewnym zadowoleniem powtarza się u nas zdanie, że jesteśmy zachodniip społeczeństwem, jakkolwiek, drobne fakty na świadków powołując, często sobie rolę w rozwoju europejskich stosunków, jakie inicjatywa zachodnich społeczeństw wytworzyła, nadajemy — przy sumiennym jednak zbadaniu i historii naszego społeczeństwa, i warunków naszego teraźniejszego życia będziemy zmuszeni przyznać, że do nas tylko Odłamki fal zachodniego życia dosięgały”1 2. I jeszcze mocniej w innym artykule: „Byliśmy dotychczas krajem omdlałym, prądy cywilizacyjne dochodziły do nas już nieraz, ale wykolejone, skrzywione. Przywiązawszy się do mart-
wych wspomnień, byliśmy zawadą niemal dla ogólnego europejskiego postępu. Najpóźniej ze wszystkich krajów europejskich uwłaszczyliśmy włościan, najpóźniej f...J ultramontańskiego pozbywamy się fanatyzmu [...], najpóźniej ze wszystkich krajów dowiadujemy się o tym, co światu prawdziwa wiedza przynosi. Czas już z omdlenia się przebudzić, czas ożyć, jeżeli nie chcemy na zawsze zejść z oblicza ziemi, jako nie zasługujący na życie”3.
Takie same zdania można było — i to na długo przedtem — czytać w „Przeglądzie Tygodniowym” albo „Prawdzie”. Tylko wnioski były inne. Kiedy Bolesław Prus w swoim głośnym Szkicu programu pisał z goryczą o słabej „indywidualności narodowej” polskiej, kiedy stawiał dramatyczne pytanie: „czy my jesteśmy narodem zdolnym tworzyć coś dla cywilizacji, czy tylko zdolnym niedokładnie przyjmować wytwory obce?”4 — chodziło mu o to, że naród polski zdobyć się musi na kulturę nowoczesną, a jednak oryginalną, nie skopiowaną. Tworzenie takiej kultury wyobrażał sobie jako organiczną syntezę importów cywilizacyjnych, zwłaszcza technicznych, z tradycją i estetyką rodzimą, ludową. Była to jeszcze jedna, naiwna może próba rozwiązania wciąż tego samego dylematu, od stu już lat trapiącego myśl polską i nie tylko polską: jak modernizować gospodarstwo i społeczeństwo nie zacierając znamion narodowości?
Otóż studenci, którzy znali prawa rozwoju, słuchać mogli takich pomysłów jedynie z uśmiechem politowania. „Szczęść Boże w walce z wiatrakami!” — wołał do Prusa młody Ludwik Krzywicki, a jeszcze bardziej odeń pryncypialny Stanisław Krusiński szydził niemiłosiernie ze wszelkich „wygórowanych pretensji do swojskości i oryginalności” Prusa czy Supińskiego. Pisał o autorze Szkoiy polskiej gospodarstwa społecznego: „On nie rozumie, że kapitalizm jak huragan ziarnie u nas, jak i gdzie indziej, w swym zwycięskim pochodzie wszystkie tamy, rozerwie wszystkie węzły, zdepcze wszelką swojskość i odrębność”5. Tworzenie — w obliczu tego huraganu — jakichś „szkół polskich”, polskich programów „krusińszczycy” uznali za kostiumową sielankę.
Cóż z tego bowiem, że huragan nadciągał z opóźnieniem, skoro nie wytracił bynajmniej swojej siły? „Spóźniony rozwój kapitalizmu
55 K. Dłuski, i W. Piekarski, Miure Wicitklica i Ifiolka, W zbiorze: Pierwsze pokolenie marksistów polskich, t. I, a. 590.
Słowo wstępne, „Walka Klas” *884, nr I, ibidem, i. 1. s. 249-250.
** S. Mcndclson, Narosbtoaił i walka klat, lof. cii., s. 291.
a. Głowacki, Szkic programu w warunkach obecnego roztea/u spohczeńiiaa, W»m*w« 1883,i. 107, Ul.
S. Krusiński. Dzida Józefa Supińskiego, loe. bt.. *• 26-27.