Thierry Wasser: - Znam polskie wódki!
Kamilla Staszak: - Hm... perfumuje się pan nimi zewnętrznie
czy wewnętrznie?
Kiedy pierwszy raz miałem okazję skosztować żubrówkę, zainteresowałem się źdźbłem trawy, które znalazłem w butelce. Roztarłem je w dłoniach i odkryłem zapach, który mnie zaintrygował. Zapamiętałem go i kiedy tworzyłem Cologne du Parfu-meur, doskonale wpasował mi się w jedną z nut zapachowych.
Dużo zapachów pan pamięta?
Myślę, że ponad 3 tysiące. Człowiek posiada około 3 min komórek węchowych, które co trzy miesiące się odradzają. Dlatego codziennie swoją wiedzę odświeżam i praktykuję, a jak pani widzi [wgabinecie Wnssera na szafkach, pólkach i biurku znajduje się niezliczona liczba różnych flakoników], otoczony jestem zapachami. Mój nos nieustannie poszukuje jednak nowości.
W jaki sposób odkrył pan swoje zdolności?
One mnie odkryły. Jako nastolatek uwielbiałem zbierać różne zioła i korzonki po okolicznych łąkach, aby je suszyć.
Raczej mało spotykane zajęcie dla chłopca w tym wieku.
To prawda, więc byłem trochę takim dziwadłem, które w dodatku matka ciągała w różne osobliwe wojaże - do Gwatemali podczas rewolucji czy Turcji, gdzie natrafiliśmy na jakieś zamieszki. Jako 16-latek pojechałem z nią także do Rosji, która jako kierunek turystyczny nie była bardzo popularna wśród Szwajcarów z klasy średniej w połowie lat 70.
Więc odwiedził pan królestwo perfum bloku sowieckiego...
Rosja ma rzeczywiście długą tradycję w tej dziedzinie, widziałem tam wtedy wyjątkowo dużo perfum na półkach w kontraście do małej ilości innych towarów'. Do dziś pamiętam zapach goździków, które już lekko zwiędłe z opadającymi główkami ludzie trzymali na dworcach na powitanie przyjeżdżających. Rosja zawsze będzie mi się kojarzyła z tymi kwiatami.
Miałem też kiedyś okazję odwiedzić sklep z ziołami z XVIII w. w Strasburgu. Zrobił na mnie niesamowite wrażenie, co łączyło się z moimi zainteresow aniami roślinami, więc postanowiłem kształcić się zawodowo w tym kierunku i w wieku 19 lat otrzymałem dyplom botanika. Jakiś czas wcześniej w lokalnej gazecie przeczytałem, że istnieje coś takiego, jak szkoła perfum. Wymyślanie zapachów?! Pomyślałem, że to musi być zabawme. Może dlatego, że jak do domu na naszej farmie wchodziłem z dworu w pobłoco-nych łajnem kaloszach, to matka ciągle krzyczała, że jej śmierdzi, więc wydawało mi się, że sobie takie perfumy wymyślę, aby nie cuchnęło. Może zadziałały rodzinne geny, bo babka pracowała w genewskiej aptece, a dziadek ze strony ojca robił mydło w Marsylii, więc mieszanie różnych mikstur miałem we krwi. Może sam nie wiedziałem, co dalej ze sobą począć, a ciągnęło mnie w świat.
I co pan zrobił?
Zgłosiłem się najpierw do Firmenich, jednego z największych na świecie producentów substancji zapachowych, ale mnie nie przyjęli, bo nie miałem wykształcenia chemicznego, a właściwie żadnego wykształcenia, poza przygotowaniem zawodowym. W1993 r. sami się do mnie zgłosili, abym dla nich pracował m.in. w Nowym Jorku i Paryżu. Miałem jednak dużo szczęścia, gdyż natrafiłem na wspaniałego dyrektora szkoły Givaudan (Givaudan Per-fumery School]. Jemu głównie zawdzięczam, że teraz siedzę na tym stołku i to nie mając matury! Spoty kałem jednak na swojej drodze ludzi, którzy potrafili we mnie dostrzec coś, czego nie widziano w szkole. Jestem chodzącym przykładem na to, że nie wszyscy ►
OGŁOSZENIA/REKLAMA
dla Dzieci
135
Fundacja Warszawskie \ Hospicjum
PODARUJ 1% FUNDACJI DZIECI NICZYJE
Hllllll nr 17/18 (2905), 24.04-7.05.2013