Doktor przystanął i noga Tarrou ześliznęła się z tyłu ze stopnia sc In > dów. Tarrou chwycił się ramienia Rieux.
— Czy sądzi pan, że poznał pan wszystko w życiu? — zapytał.
Odpowiedź w ciemności zabrzmiała tak samo spokojnie:
- Tak.
Kiedy znaleźli się na ulicy, zrozumieli, że jest dość późno, może godzi na jedenasta. Miasto było nieme, zaludnione jedynie szelestami. Daleko rozległ się dzwonek ambulansu.
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 19l)H
HUMANIZM TO ZA MAŁO
Spotkanie Rieux i Tarrou odbyło się wieczorem w domu doktora Był początek lata, które oprócz upału przyniosło nasilenie epidemii dżumy. Władze miasta nie radziły już sobie z chorobą, liczba zarazo nych gwałtownie wzrastała, powoli stawało się jasne, że podejmował i* dotychczas środki są niewystarczające. Właśnie w tej sprawie przyszt •< I! Tarrou. Wpadł on na pomysł zorganizowania formacji sanitarnyt li składających się z wolontariuszy, ludzi dobrej woli, którzy pomagalil >\ służbom medycznym. Prosił doktora o poparcie i zgodę. Rieux przyjął jego propozycję z radością. Jednak treść tej rozmowy nie wyczerpała się na tych niezmiernie ważnych, ale - rzec by można - „technit nych” aspektach walki z dżumą. Inicjatywa Tarrou, której istota spro wadzała się przecież do działania heroicznego, skłoniła Rieux do za dania mu pytania o świadomość podjęcia tej, mogącej przynieść naw* i śmiertelny skutek, decyzji. W zawód (a także w powołanie) lekarza wpisane jest bowiem ryzyko śmierci (dlatego też Rieux wielokroinn podkreślał, że robi tylko to, co powinien); ryzyka takiego nie było jrd nak w dotychczasowym życiu Tarrou. Uzasadnienie jego postawy i poznanie motywów tej humanitarnej akcji, „zostawiającej admini strację na boku”, znajdzie czytelnik w dalszej części powieści. W przy toczonym fragmencie spotykamy jedynie wrażliwego, młodego czli > wieka, który, jak Rieux, nie godzi się na zarazę i którego ten ostami nazwie swoim przyjacielem.
Tarrou na pytanie doktora odpowiada także pytaniami. To cha rakterystyczne, że dotyczą one refleksji wypływających z treści kaza nia ojca Paneloux i kwestii wiary w Boga. Ich postawienie poszerza perspektywę rozmowy o aspekty światopoglądowe i filozoficzne, ich Miś obecność wskazuje, że rozmowa przekształca się w dialog, które-i»n uczestnicy, dążąc do wzajemnego poznania, ujawniają (jak Rieux)
• l< >tychczas chowane przed światem myśli lub szukają (jak Tarrou)
< >< Ipowiedzi na uświadomione przez wybuch epidemii problemy.
Tym, co powoduje, iż Rieux dystansuje się od treści kazania Paneli nix, jest głoszona przez tego ostatniego „idea kolektywnej kary”. Dok-i< >r polemizuje z koncepcją dżumy jako sprawiedliwej plagi, spadającej na grzeszną ludzkość. Taka postawa jest dla niego wyrazem myślenia naukowego” (a więc teoretycznego, nazbyt oderwanego od potocznego doświadczenia). Przeciwstawia mu własne, lekarskie obseiwacje, ale także doświadczenia „najskromniejszego wiejskiego księdza”, który Jyszał „oddech umierającego”. Padają wtedy ważne słowa: „Kiedy się jednak widzi biedę i cieipienie [...], trzeba być szaleńcem lub łajda-I iem, żeby się na nią (dżumę) zgodzić”. Dla Rieux dżuma nie ma więc /adnego usprawiedliwienia, a jej ewentualne „dobre strony” (otwiera uczy, zmusza do myślenia) nie mogą zrównoważyć ogromu zla.
Albert Camus, Dżuma
Samo pojawienie się dżumy, a więc pojawienie się zla, jednakowo dotykającego wszystkich, spadającego „z góry”, atakującego na oślep, istotnie skłania do postawienia pytania o rolę Boga. Rieux odpowiada, że w niego nie wierzy. Bardzo ciekawe jest uzasadnienie tej niewiary. Wypływa ona z profesji doktora, z założenia, że wiara wymaga zawierzenia całkowitego, a więc w wypadku Rieux sprowadzałoby się to do zaniechania leczenia i zostawienia Bogu „tej troski”. Kieux jest przekonany, że niewielu (a w tym także i Paneloux) zdolnych jest do takiej ufności. Ale głównymi argumentami Rieux stają się: świat, w którym „śmierć ustanawia porządek”, ogrom zła i cierpienia dotykający niewinnych oraz milczenie Boga. W tej sytuacji Rieux jest I irzekonany, że „może lepiej jest dla Boga, że nie wierzy się w niego i walczy ze wszystkich sił ze śmiercią”. Motywem życia doktora i jego działania, które on nazywa walką, jest więc bunt, niezgoda na ustanowiony porządek rzeczy, który zdaje się nie dostrzegać człowieka. Kieux nie interesują argumenty teologów, próbujących z perspektywy wiaiy wytłumaczyć tak boleśnie dotykający człowieka fakt cierpienia i śmierci. Nie staje po ich stronie, gdyż w ten sposób musiałby przyznać rację Bogu, musiałby zgodzić się na Jego milczenie. Wybiera człowie-I a, jego słabość, cierpienie i bezbronność, łączy się z nim w geście solidarności i broni go przed okrucieństwem świata. Sam odrzuca na-
253