reguł ustalanych przez społeczeństwo (A. Stasiuk, Mury Hebronu, 1992). Odczytanie tych tekstów było o tyle trudne, że nie zdołano w krytyce wypracować nowych języków odbioru: rozpadała się hierarchia wartości spod znaku „prymatu etyki nad estetyką”, ale w jej miejsce nie weszło ani „rzemiosło rozrywki”, ani anachroniczne przeszczepy z początków dwudziestolecia międzywojennego. Jednakże i nowe książki, i trudności w ich odbiorze zdawały się potwierdzać przekonanie, iż okolice roku 1989 kończą — nie tylko z racji politycznych! — pewien okres w literaturze polskiej.
Było zatem coś zrozumiałego w pożegnalnym geście wykonanym przez Konwickiego. A dodać należy, iż nie pozostawał pisarz w tym osamotniony. Pożegnalna książka Konwickiego zbiegła się przecież w czasie z innymi rozstaniami: oto J. Stryjkowski, powszechnie uważany za realistę, napisał apokryficzną Sarnę (1992), w której historia zagłady była już tylko pretekstem do postawienia pytań ostatecznych; A. Międzyrzecki podsumował swoje życie ( To samo miasto, ta sama miłość; 1992); M. Nowakowski w gorzkim opowiadaniu Boiydar (z tomu Grecki bożek; 1993) ujawnił i przekreślił wszystkie reguły poetyki „protokołów zniewolenia”, nicując tym samym poważną część swojego dorobku.
Żegnali się z nami również poeci. Lata te przejdą prawdopodobnie do historii jako okres
seniliów tworzonych przez klasyków, którzy banalne pytanie o sens życia potrafili zamknąć w doskonałych wierszach. W ich tomikach również dominuje nastrój i ton pożegnań: wspólny zbiorkom Miłosza (Dalsze okolice; 1991), Różewicza (Płaskorzeźba; 1991), Herberta (Rovigo; 1992) czy Szymborskiej (Koniec i początek; 1993) jest właśnie egzystencjalny zachwyt nad bogactwem istnienia połączony ze skargą na przemijal-ność.
Być może zatem pisarzom dojrzałym przypadło w udziale kolejne wybieranie między przedłużaną konwencją „książki ostatniej” a zmianą konwencji. Kolejne, bo przecież K. Brandys, Stryjkowski, Konwicki już raz zostali zmuszeni przez historię do zmiany języka. Teraz każdy z nich wybierał co innego: Stryjkowski — apokryf, Brandys — dzienniki, Konwicki...
Konwicki napisał Czytadło, powieść, która swoim tytułem sygnalizowała świadomość reguł, jakie zapanowały na rynku.
Czytadło to — wcale nie pozornie — skrzyżowanie powieści kryminalnej z romansem. Oto pewnego dnia bohatera powieści budzi pukająca do drzwi policja, która w mieszkaniu znajduje martwą kobietę. Następuje aresztowanie, seria przesłuchań (przesłuchującym jest podkomisarz Korsak, przywódca Soboru Słowiańskiego, który chce „zjednoczyć żywioł słowiański i poprowadzić”, s. 47), osadzenie w celi (z prezydentem