czyli plac, Lenin (w geście pozdrowienia i bez), marszrutki, hotel „Leningrad”. Wystarczy jednak wyjść poza sowieckie centrum, aby dostrzec inną - niemalże bliskowschodnią Machaczkałę - z meczetami, sklepami islamskimi i czajchanami. Do późnej nocy czynne są tu nie tylko sklepy ale również kebabiarnie, mini-bazary, sauny i (do niedawna) salony gier. Prowizorycznie sklecone kramy i stragany, rozsypujące się chruszczowki z dostrojkami przeplatają się z nowoczesnymi sklepami oraz kilkupiętrowymi pałacami. Za trzymetrowym płotem pod prądem i oknami z szybami kuloodpornymi „nowi Dagestańczycy” (lokalny odpowiednik „nowych Ruskich”) strzegą siebie, swych rodzin i bogactwa. Do czasu, gdy ktoś nie zemści się za brata, za zniewagę, za ukradzione pieniądze. Domy stawiają „gdzie popadnie”, choćby na środku drogi. W efekcie, liczba ślepych ulic sukcesywnie się zwiększa. Można je wówczas nazwać (za odpowiednią „opłatą” rzecz jasna) w cześć dziadka -domorosłego poety, szwagra - powszechnie szanowanego mafiozo lub zastrzelonego niedawno wujka-ministra. Współczesna wersja pamięci o przodkach...
Wszystko to sprawia, że w Machaczkale panuje swoisty architektoniczny chaos. Przynajmniej w naszym wyobrażeniu, z naszym europejskim postrzeganiem przestrzeni jako porządku, struktury tworzonej z perspektywy obserwatora, z wyznaczonym wyraźnym centrum. Samowolka, bałagan, nieład - żali się inteligencja. A może bezwiedne burzenie narzuconego niegdyś sowieckiego porządku?
*
Dzwonek do drzwi. Wchodzi Efik z żoną Tanią, nauczycielką angielskiego. Niosą ogromnego arbuza i piwo Derbent w półtoralitro-wej plastikowej butelce. Za chwilę w drzwiach pojawia się Rusłan, który porzucił islam dla bahaizmu, Rizwan, który porzucił żonę dla młodej kochanki i Armen, który kupił niedawno dziecko. A na koniec Gasan z siatką pomidorów i kuricą. Zza pazuchy wyciąga koniaczek.
Sypią się plotki i opowieści rodem z brazylijskiego serialu. Rizwan skarży się, że jego brat stracił kupioną niedawno posadę w prokuraturze, bo zabito prokuratora generalnego, który „przyjmował” go do pracy. Pół roku nie popracował, więc nawet się nie zwróciło (umowna opłata za stanowisko to zwykle równoważnik półrocznej pensji). Armen chwali się nowym potomkiem, którego kupił, ho jego kolejna żona już nie może mieć dzieci. Nowa, rynkowa forma adopcji. Gasan odkłada pieniądze na opłacenie córce bezpłatnych studiów w Machaczkale. Jak nie będzie go stać, wyśle córkę na studia do Moskwy. Taniej. Efik po cichu przyznaje, że jego siostrzeniec wstąpił do milicji - co za wstyd dla rodziny!
Impreza się rozkręca, kurica szybko znika, pozostają kiszone, zielone pomidory, moskiewska sałatka ze śledzia i buraczków oraz kizlarski koniak. Burzliwe dyskusje, spory, dowcipy. I toasty... Za liubow\ za diewuszki! Za pokój na świecie i obowiązkowo za drużbę narodów. Bo, jak uparcie twierdzą nasi przyjaciele, cały świat powinien brać przykład z Dagestanu, który rzekomo nigdy nie znał wojen międzyetnicznych, a dagestańskie narody (których jest ponad 30!) stanowią jedną wielką kochającą się rodzinę.
*
Było już dobrze po zmroku, gdy ze strzelistych minaretów wznoszącego się zaledwie kilka ulic dalej olbrzymiego nowego meczetu rozległ się głos muezzina wzywającego na wieczorną modlitwę.
- Co ty Efik wiesz o Bogu! - Abdurachman prowokacyjnie przerwał teologiczny wywód ateisty-Efika, aby nalać kolejny stakan sto-licznej.
Kłęby dymu spowijały kuchnię, do której przeniosło się przerzedzone już nieco towarzystwo. Od kilku godzin trwała zażarta dyskusja o istocie Boga, doczesności i wieczności, wierze i niewierze, sensie życia. Przerzucano się łacińskimi maksymami, recytowano fragmenty Puszkina i Achmatowej, nucono ballady Okudżawy i Wysockiego.
Kwiat dagestańskiej, a jednocześnie rosyjskiej inteligencji. Ludzie pierestrojki. Demokraci, Europejczycy. Abdurachman, Efik, Tania... Wszyscy oni mieli swoje pięć minut za Gorbaczowa i wczesnego Jelcyna. Najpierw uwierzyli w proponowany przez tego pierwszego socjalizm z ludzką twarzą, Związek Radziecki z wolnością słowa i elementami rzeczywistej demokracji. Później,
23