stukot kół i kilka wypitych butelek piwa nie wystarczają jednak Wasi, aby zapaść w drzemkę. Może myśli o żonie i synu? A może rozmowa z Jachą obudziła w nim koszmary wojny?
Kontraktnik... To słowo na rosyjskim Kaukazie brzmi prawie jak „esesman”. Psy wojny, najemnicy, owładnięci nienawiścią do „czarnych” zbrodniarze wojenni, degeneraci. Niewielu szło na wojnę motywowanych patriotyzmem. „Przywracanie porządku konstytucyjnego” czy „walka z międzynarodowym terroryzmem”, jak formalnie nazywano pierwszą i drugą wojnę w Czeczenii, niewiele ich obchodziły. Nie szli tam również po to, aby zdobyć sławę czy prestiż społeczny. Najemnicy walczący w Czeczenii spotykali się z dwuznaczną opinią społeczeństwa. Wzbudzali strach bądź graniczące z litością współczucie. Choć większość Rosjan kibicowała „swoim” w walce z „czarnymi”, nie byli oni uważani za bohaterów, jak weterani Wielkiej Wojny Ojczyźnianej czy wojny w Afganistanie. Szli na wojnę, bo nie potrafili zająć się niczym innym poza wojaczką, albo po prostu dla pieniędzy, łudząc się, że kilka lat służby w Czeczenii pozwoli im i ich rodzinom wyrwać się z nędzy, zapewni w miarę dostatnie życie. Na wojnie zaś ginęli lub dziczeli. Naszpikowani opowieściami o okrucieństwach „terrorystów” i kierowani zwierzęcym strachem o własne życie, odbierali życie innym. Niewielu wróciło do normalności, wielu wracało natomiast do... Czeczenii. Bo nie umieli odnaleźć się w świecie i znaleźć wspólnego języka z własnymi dziećmi i żonami. Nie potrafili robić niczego poza strzelaniem i przeprowadzaniem zaczystek. Zbrodniarze, którzy sami stali się ofiarami...
- Nie jedź! Zamordują cię tam! W najlepszym razie zgwałcą. Wtrącą do zindanu, będą torturować, wyrywać paznokcie, polewać wrzątkiem. Jak tylko przyjedziesz, zaraz cię wyśledzą. Ludzie się boją. Nikt cię nie przyjmie. Przyjdą w nocy w maskach, przewrócą mieszkanie do góry nogami. Mogą podrzucić narkotyki albo broń. Teraz jest najgorzej. Co chwila wybuchają bomby, wysadzają się terroryści. Nie ma chwili spokoju. Nie jedź. Nie teraz. Narażasz siebie i ludzi, z którymi się spotkasz. Będziesz mieć szczęście, jeśli wrócisz żywa - oto fragment półgodzinnego „wykładu”, jaki zrobiła mi Dagman (Czeczenka, która przyjechała do Polski jako uchodźca), gdy dowiedziała się, że wybieram się do Czeczenii.
*
Groźny, Gudermes, Samaszki, Groźny! - wykrzykują kierowcy marszrutek w dagestańskim Chasaw-jurcie. Siedzę na tylnym siedzeniu, żeby zbytnio nie rzucać się w oczy. Czarna bluza, spódnica do kostek, chustka, złota biżuteria z komunii świętej, która w końcu znalazła zastosowanie, oraz czarne buty na wysokim obcasie sprawiają, że nikt nie zwraca na mnie uwagi.
„W centrum Groźnego wysadziła się terrorystka-szahidka” - dostaję sms-a z Polski. Podobne „newsy” czytałam regularnie w internetowej prasie rosyjskiej - po jakimś czasie bez większych emocji. Latem 2009 roku niemal codziennie dochodziło do różnego rodzaju zamachów - od bomb podkładanych obok posterunków milicji po zamachowców-cyklistów, którzy poświęcali własne życie, aby zabić jednego lub dwóch milicjantów. Ot, kolejna akcja - myślę,
179