termochemii. Spóźnił się o kilka, miesięcy i, gdyby Berthelot nie był go uprzedził, jego stawilibyśmy jako założy cięła nowej gałęzi wiedzy. A każdy z tych uczonych — Francuz i Niemiec’— pracował nie zależnie od drugiego, nie wiedząc o kierunku badań rywala. Jest w rozwoju kultury konieczność, która sprawia, że każdorazowy stan jej jest warunkiem stanu jej następnego. Twórczość jednostek, nawet najgenialniejszych, pomnaża lub zmienia to tylko, co było przed nimi, a kierunek, jej określony jest przez to wszystko, co jako ,,kultura” duchowa i materialna pozwala tymże jednostkom na rozwój ich twórczości.
Leonardo da Vinci był geniuszem, przerastającym
0 wiele swój czas. Niemniej był on człowiekiem Od
rodzenia i rozkwit jego. wszechstronnego geniuszu tłumaczy się tym okresem. O dwieście, nawet o sto łat wcześniej, nie znalazłby zrozumienia.— więcej; nie rozwinąłby swoich zdolności. Geniusze wieków średnich tworzyli w innym, kierunku i tworzyli inaczej. Jednostka . zresztą, jak zobaczymy,
nigdy jednostka osamotniona, ale współpracująca z innymi, przeszłymi i współczesnymi — przyczynia się do . budowy gmachu kultury, podobnie, jak każdy poszczególny polip koralowy przyczynia się do budowy rafy. Ale rafa nie jest jego dziełem. Jest dziełem milionów polipów, które przeminęły, a jest oparciem polipów żyjących, które przez nią, istniejącymi w niej kanałami,-są z sobą w związku
1 dzielą się pokarmem. Śmiało rzec można, że środowisko stanowi nie sama, rozwijająca się na rafie gromada osobników, ale. zarówno one, jak sama rafa, która, je dzieli ód siebie i od skały na morskim dnie i razem łączy jednakowością warunków życia. Nje-maczej z ludźmi. Społeczeństwo, to nie tylko zbiór jednostek. To także to' wszystko, co jest za tymi . jednostkami i co jest pomiędzy mmi: ta ogromna masa dóbr materialnych, praktykowanych sposobów opanowania i wyzyskania przyrody, narzędzi, technik, teo-ryj, które człowieka dzielą od hipotetyzowanego przez myślicieli, wieku XVII i XVIII „stanu" natury*1.. To
także obyczaje, formy obcowania, praktyki religijne, pojęcie o tym, - co dobre a co złe, co piękne, a' ćo brzydkie — co ludzi łączy i dzieli. Oburzał się na to Rousseau, upatrujący w kulturze wypaczenie natury. Ubolewał Tołstoj ustami swego bohatera w Z m a r--twychwst a n i u, stwierdzając . obecność przeszkód w bezpośrednim porozumieniu się człowieka z człowiekiem: obyczaje, przesądy, formy - podobne są do mruku, nieaopuszczającego upragnionych kropel deszczowych do spiekłej ziemi. Tak jest: kultura sprawia, że człowiek nie jest istotą, „natury" w rozumieniu Rousseau‘a; kultura jest środowiskiem, w którym ludzie są, rzec można, zatopieni i każdy między nimi stosunek określony jest przez kulturę danej zbiorowości. Ale czemże jest Jednostka ludzka poza środowiskiem, rozumianym tak, jak je określiliśmy? Osobnikiem biologicznym, okazem gatunku. To, że jest czymś innym jeszcze, że np. nie tylko śpi i jada, ale sypia w pewien sposób, że jada w stałej porze i potrawę gotuje, że nie tylko zdolna jest strącić owoc znalezionym kijem, ale że kij przechowuje, ulepsza i z ulepszoną jego postacią zapoznaje się jako dziecko za sprawą rodziców, i to, że nie tylko grzeje się na słońcu, ale umie rozpalać ogień i sztukę tę przekazuje z pokolenia na pokolenie - to sprawa zbiorowości. Nie gromady osobników, żyjących w „stanie natury", nie ewangelicznych indywidualistów, mających świat w obrzydzeniu - ale zbiorowości zorganizowanej, przechowującej zdobycze duchowe i materialne i pomnażającej je. Ludzka jednostka jest tej kulturalnej zbiorowości wytworem. Już Staszic mawiał, że „człowiek beż towarzystwa — tzn. bez społeczeństwa— nawet pomyśleć się nie-, da". My zaś dodamy: bez- tego dorobku, który dla zbiorowości ludzkiej jest treścią i formą jej życia, który sprawia, że nie jest li tylko gromadą osobników jednego gatunku, ale zespołem, istotnością żyjącą spo leczeń s t-
w e m. Wszystko w człowieku ma początek społeczny i społecznie jest-określone. poza tym jedynie, co wynika bezpośrednio z jego ustroju psycho-fizycznego.