30 Emile M. Cioran
porównując je bez przerwy z cierpieniami Chrystusa. Cóż jednak zrobić, jeśli nie znajduje się innego sposobu, by nie być jedynym w cierpieniu? A kiedy przechowujemy w pamięci tyle przeszłych cierpień i przeczuwamy cały przyszły ból, jakie inne udręki mogłyby złagodzić gorycz naszego własnego cierpienia? Chrystus nie cierpiał za wszystkich ludzi, gdyby bowiem cierpiał tyle, ile się o tym mówi, po nim nie byłoby już żadnego bólu. Wydaje się zatem, że wszyscy ludzie, którzy przyszli po Chrystusie, nie odkupieni jego cierpieniem, swą męką wnieśli jedynie własny wkład w nieskończoność ludzkiego cierpienia, którego Chrystus nie mógł osiągnąć. Chrystus nie musiał w rzeczywistości znosić tylu cierpień, bo my tyle wytrzymaliśmy po nim. Gdyby cierpiał w swojej boskiej naturze, nie musiałoby już być więcej cierpień. Chrystus cieipial jednak jedynie jako człowiek, a w ten sposób swym cierpieniem odkupić mógł zaledwie niewielu ludzi; mimo że udało mu się pocieszyć tłumy, nie mógł pocieszyć tych, którzy byli zupełnie samotni. Ci odnaleźli pocieszenie jedynie we własnej męce, a spokój w jeszcze większym cierpieniu. Chrystus nie przyszedł dla nich, lecz dla tych, którzy byli zwyczajnie sami. Nadal nie odnaleźliśmy Boga ani dla tych, którzy są zupełnie samotni, ani dla tych, którzy są samotni w sposób absolutny, bo nikt nie odnalazł jeszcze pocieszenia, które uczyniłoby go mniej nieszczęśliwym. Ach, czym jest ten świat, który do dziś znalazł jednego tylko zbawiciela!
Jedynie cierpienie odmienia człowieka. Żadnemu innemu doświadczeniu, żadnemu innemu zjawisku nie udało się wpłynąć istotnie na zmianę jego usposobienia czy przeorać niektóre z jego skłonności tak, by go całkowicie przemienić.
kikże wiele zrównoważonych kobiet cierpienie uczyniło .świętymi? Wszystkie bez wyjątku święte cierpiały ponad miarę wyobraźni. Ich przemiana nie była boskim dziełem, nie pochodziła z boskiej interwencji, lektury czy nawet samotności. Cietpienie każdej chwili, cierpienie potworne, przeciągające się w nieskończoność, ujawniło im wszechświat. którego istnienia nie podejrzewała wspólnota śmiertelnych. Wyostrzyło ich zmysły i uczyniło dojrzałymi, co nie udałoby się normalnemu człowiekowi w ciągu całego życia wypełnionego medytacjami. Człowiek, którego przeklętym i niewyczerpanym przywilejem jest możliwość bezustannego cierpienia, może ostatecznie obejść się bez książek, ludzi, myśli i różnego rodzaju informacji, gdyż sam fakt cieipienia wystarcza, by uczynić bezwartościowym wszelki wkład zewnętrznego świata i skłaniać do ciągłej medytacji.
Ludzie nie zrozumieli, że nie ma lepszej broni w walce z przeciętnością niż cierpienie. Niewiele można zmienić za pomocą kultury czy umysłu, niezliczoną ilość rzeczy przemienić może jednak ból. Jedynym środkiem zaradczym na przeciętność jest cierpienie. Dzięki niemu zmieniamy charaktery, koncepcje, zachowania i perspektywy, odwracamy sens niektórych istnień, gdyż każde wystarczająco wielkie i trwałe cierpienie działa u samej wewnętrznej podstawy istnienia. Wraz z tym przekształceniem zmianie ulega jego stosunek do świata, dochodzi do zmiany jierspektywy, pojmowania, postrzegania. Doznawszy wielu cierpień, człowiek nie może już przypomnieć sobie okresu życia, w którym cierpienie byłoby nieobecne, gdyż całe cierpienie odcina nas od wrodzonych skłonności i wprowadza na poziom istnienia obcy naszym naturalnym dążeniom. Z człowieka zrodzonego dla życia cierpienie