222 SŁAWOMIR MROZEK
żeby zapamiętać drogę do łóżka, i podnosi rękę do kontaktu. Zauważa boczne drzwi) Tam są drugie drzwi.
PAN KOLEGA Gdzie?
DROGI PAN KOLEGA Za komodą.
PAN KOLEGA Widocznie tu był apartament. (Drogi Pan Kolega podchodzi do drzwi za komodą i delikatnie próbuje obrócić klamkę w formie gałki)
DROGI PAN KOLEGA Zamknięte.
PAN KOLEGA No to w porządku. (Drogi Pan Kolega odsuwa nieco komodę i zagląda przez dziurkę od klucza)
DROGI PAN KOLEGA Nic nie widać. Zatkane papierem.
PAN KOLEGA Jasne. Zawsze zatykają. (Drogi Pan Kolega idzie do swoich rzeczy, pozostawionych na krześle, i wyciąga z marynarki ołówek) Co pan kolega zamierza?
DROGI PAN KOLEGA Zobaczę, co się da zrobić, (wraca do zastawionych drzwi i wpycha ołówek do dziurki od klucza, potem zagląda)
PAN KOLEGA Ależ niech pan da spokój, to nie wypada! (Drogi Pan Kolega tkwi przy dziurce od klucza) Niech pan zgasi to światło i kładzie się spać. Jest pan przecież poważnym człowiekiem! (pauza)... Drogi panie kolego, rozumiem, że w czasach szkolnych... Ale teraz? Jest pan przecież głową rodziny... (Drogi Pan Kolega zaczyna chichotać)... Co jest?
DROGI PAN KOLEGA (chichoce i uderza się po udach) A niech to!
PAN KOLEGA Widać coś? (Drogi Pan Kolega chichoce nie odpowiadając. Pan Kolega wstaje i przyłącza się do niego) Co tam jest?
DROGI PAN KOLEGA A to dopiero!
PAN KOLEGA Pokaż pan! (Drogi Pan Kolega nie zwraca na niego uwagi) Niech się pan posunie!
DROGI PAN KOLEGA Jak słowo daję!
PAN KOLEGA Tsss... Daj pan popatrzeć. (Drogi Pan Kolega, zanosząc się głupawym śmiechem, ustępuje mu miejsca. Pan Kolega przykłada się do drzwi, wyprostowuje się z godnością) Wstydziłby się pan. (Drogi Pan Kolega zamierza zająć punkt obserwacyjny, ale Pan Kolega szybko schyla się ponownie, wyprzedzając go)
DROGI PAN KOLEGA Teraz ja!
PAN KOLEGA Chwileczkę!
DROGI PAN KOLEGA Ja byłem pierwszy! (przepychają się wzajemnie, wreszcie Drogi Pan Kolega dostaje się do dziurki od klucza. Orkiestra kończy grać tango)
PAN KOLEGA No? No? (Drogi Pan Kolega nie odpowiada) No, co jest? Nie męcz mnie pan dłużej! (Drogi Pa/n Kolega przestaje podglądać i milcząc odchodzi) Co się stało? (Drogi Pan Kolega nie odpouńada) Niechże pan powie, co się stało?
DROGI PAN KOLEGA Odwrócił się.
PAN KOLEGA Jak to?
DROGI PAN KOLEGA To był mężczyzna.
PAN KOLEGA Niemożliwe! Skąd pan wie?!
DROGI PAN KOLEGA Jak to skąd, za dziecko mnie pan ma?
PAN KOLEGA Coś podobnego... (Drogi Pan Kolega bez słowa kładzie się do łóżka. Obaj panowie unikają swojego wzroku) Hm... tak (pauza) Wyjątkowo ciepła noc, nieprawdaż... Co to ja miałem powiedzieć... Aha! Drogi panie kolego, myślę, że okno zostawimy otwarte... No tak, Dobranoc.
DROGI PAN KOLEGA (ponuro) Dobranoc. (Pan Kolega gasi światło)
(na zupełnie ciemnej scenie zostaje tylko jeden czerwony punkcik, za oknem. Pan Kolega również kładzie się do łóżka. Dłuższa pauza, w czasie której obaj panowie zasypiają, przy czym raczej należy unikać przesadnego chrapania. Scena stopniowo trochę się rozjaśnia, na tyle, na ile oko ludzkie stopniowo przyzwyczaja się do ciemności. Rozjaśnienie sceny ma być właśnie odpowiednikiem tego efektu optycznego. Z ciszy narasta odgłos biegnącego pociągu i nagle rozlega się bardzo przeraźliwy, nieproporcjonalnie głośny do stukotu kół, gwizd lokomotywy, jakby tuż pod oknem. Pan Kolega zrywa się i siada na łóżku)
PAN KOLEGA Co to?! Co jest?! Co?! (gwizd ponawia się, ale już dalszy. Po chwili cichnie także stukot kół, zanika. Drogi Pan Kolega śpi w najlepsze. Pan Kolega odzywa się nieśmiało) Panie kolego?... (cisza) Drogi panie kolego?... (cisza. Odczekawszy jeszcze chwilę, Pan Kolega szarpie towarzysza za ramię)