218 SŁAWOMIR MROZEK
DROGI PAN KOLEGA Bestyjka.
PAN KOLEGA Dla mnie to dzieło sztuki.
DROGI PAN KOLEGA Nie bierze pana?
PAN KOLEGA Ja mam żonę.
DROGI PAN KOLEGA Ja też, panie kolego, ja też. Pan myśli, że ja nie? Z wujkiem żyję? Ale na delegacji pożartować można. Jak mężczyzna z mężczyzną.
PAN KOLEGA Drogi panie kolego, to przecież obraz!
DROGI PAN KOLEGA Ale coś w tym jest.
PAN KOLEGA Fotografia, nawet nie z natury. Fotografia rzeźby, i to na pewno odlewu. Zdjęcie kopii. I ta kopia też z całą pewnością skopiowana z jeszcze innej kopii. Potem dopiero dochodzimy do oryginału. Ale oryginał to marmur, nic więcej, drogi panie kolego, nic więcej. A przed marmurem.^.
DROGI PAN KOLEGA No? No?
PAN KOLEGA... Myśl artysty!
DROGI PAN KOLEGA A przedtem?
PAN KOLEGA Co przedtem?
DROGI PAN KOLEGA Co myślał ten artysta?
PAN KOLEGA No, ewentualnie, prawdopodobnie...
DROGI PAN KOLEGA A widzi pan kolega! No właśnie! Od razu mówiłem, że coś w tym jest.
PAN KOLEGA Wyobraźnia, drogi panie kolego. Wyobraźnia...
DROGI PAN KOLEGA Ha, co robić. (zdejmuje krawat i marynarką, rzuca na jedno z krzeseł) Pan kolega się myje?
PAN KOLEGA Proszę bardzo. Pan inżynier będzie łaskaw pierwszy. Ja zaczekam.
DROGI PAN KOLEGA Uwinę się raz-dwa. (bierze teczką i znika za parawanem. Po chwili słychać stamtąd odgłosy wody płynącej z kurków, chlupot i parskanie. Pojawia się ręcznik przewieszony na parawanie. Pan Kolega stoi przed Wenus z Milo, w kapeluszu) Ciekaw jestem, kto zostawił to mydło?
PAN KOLEGA (roztargniony) Jakie mydło?
DROGI PAN KOLEGA Na umywalce.
PAN KOLEGA Pewnie ten, co tu mieszkał przed nami.
DROGI PAN KOLEGA Nie sprzątają czy co? (nowe chlu-poty)... Pachnące.
PAN KOLEGA Co?
DROGI PAN KOLEGA Mydło, {nad parawanem wysuwa się naga ręka Drogiego Pana Kolegi, dzierżąca kawałek mydła) Proszę!
PAN KOLEGA (wąchając) Rzeczywiście.
DROGI PAN KOLEGA Fiołki.
PAN KOLEGA Nie fiołki. Bez.
DROGI PAN KOLEGA Mnie się wydaje, że fiołki. ;
PAN KOLEGA Niech pan powącha uważnie, (ręka z my* dłem cofa się. Rozlega się głośne wąchanie)
DROGI PAN KOLEGA Mmmm-haaa... Rzeczywiście... Ale ja myślę, że to fiołki.
PAN KOLEGA Zapach bzu najwyraźniej.
DROGI PAN KOLEGA Lubię fiołki.
PAN KOLEGA Wyrzuć pan to. To niehigieniczne.
DROGI PAN KOLEGA (płucząc hałaśliwie gardło) Pan kolega nie lubi fiołków?
PAN KOLEGA Nie. Wolę bzy.
DROGI PAN KOLEGA (wychodzi zza parawanu w pasiastej piżamie, w skarpetkach, z teczką, niosąc w ręku garderobę) Pan kolega się nie rozbiera? (rzuca niedbale garderobę na krzesło)
PAN KOLEGA A, słusznie. (zdejmuje płaszcz i kapelusz, wiesza. Zdejmuje marynarkę i wiesza na wolnym krześle. Zbliża się z powrotem do lustra, żeby rozwiązać krawat) Zauważył drogi pan kolega, jak to lustro szpeci?
DROGI PAN KOLEGA Niemożliwe!
PAN KOLEGA Szpeci niewiarygodnie!
DROGI PAN KOLEGA Może złudzenie?
PAN KOLEGA Jakie tam złudzenie! No niechże pan sam powie, niech pan spojrzy na mnie.
DROGI PAN KOLEGA Służę.
PAN KOLEGA Spojrzał pan?
DROGI PAN KOLEGA Tak jest.
PAN KOLEGA A teraz niech pan zobaczy to moje odbicie w tym lustrze. O! O!
DROGI PAN KOLEGA Rzeczywiście.
PAN KOLEGA Szpeci, co?
DROGI PAN KOLEGA Nie.
PAN KOLEGA Jak to nie?