PAŁUBA
wiedział cały fakt żonie. Wywołał przez to następujący kłębek sprzeczności: „Takich rzeczy żonie się nie mówi; cóż to, czy nie potrafisz sam siebie upilnować, i jak możesz rzucać taką potwarz na moją kuzynkę, ona z tobą żartowała tylko, ja to bardzo dobrze uważam”. Kto umie czytać między liniami zdarzeń, ten przyzna, że to solidaryzowanie się Oli z Mossorową wygląda tak, jakby jej szło o poniżenie Strumieńskiego, o ściągnięcie go z pewnego piedestału. Tak energia zazdrości przepłynęła u Oli w coś całkiem przeciwnego.
Przy odjeździe spytała Mossorową Strumieńskie-[210] g°- Czy mam jeszcze przyjechać? na co on najprzód odrzekł z kurtoazją: ależ i owszem, prosimy! ale potem ten jeden raz z pewną szczerością, pokrytą szyderstwem, dodał: Jak mi się stęskni za panią, to proszę przyjechać. W gruncie rzeczy bowiem miał wyrzuty sumienia egoizmu (i egoizm ma swoje sumienie), że tak lekkomyślnie, dla chimery, nie korzystał ze względów ponętnej pani. Po jej wyjeździe marzyło mu się trochę o niej. Pobyt jej bądź co bądź spulchnił w nim grunt, na którym wyrosła potem > roślina niewierności. Powoli przyzwyczajał się do tej myśli, bo chociaż w jego mózgu były różne nie po-przebijane ścianki, chociaż miał umysł nieco powolny i dość długo wytrzymywał w jednym stadium, jednak był zarazem dość śmiałym, żeby się zdobyć na stadium inne, względnie wyższe. Na razie wszakże to obcowanie z praktyczną możliwością posiadania innej kobiety niż Angelika i Ola, z możliwością szukania rozkoszy poza sferą ustaloną przez tyloletnie marzenia, rozkołysało jego duszę w kierunku rzew-
_______ O PUNKTACH WSTYDLIWYCH I O GARDEROBIE DUSZY
nych myśli o Angelice, dało mu nastrój liryczny, tj. taki, w którym najchętniej zanurzają się pragnienia, unikające jeszcze światła dziennego.
Tak tedy w idei problem wierności Strumieńskie-go był już właściwie rozstrzygnięty, w praktyce stało się to dopiero o wiele później. Na pozór powinno było być inaczej. W małżeństwie często dzieje się tak, że po różnych wahaniach w górę i w dół temperatura zatrzymuje się wreszcie przy jakimś obojętnym punkcie. Wówczas jedna strona, w tym wypadku żona, przestaje dla drugiej być czymś w rodzaju problemu, zastępczynią nieznanej części świata, lecz zaczyna należeć do status quo antę, staje się tylko członkiem rodziny, takim jak ojciec, matka, brat, siostra i reszta, a wtedy mąż pod pewnym względem właściwie znowu jest kawalerem i zdarza się też, że stosowne do tego prowadzi życie. Że tak się ze Stru-mieńskim nie stało, to było przede wszystkim skutkiem braku odpowiednich mediów w pobliżu; postanawiał wprawdzie kiedyś ich szukać, lecz ten obowiązek egoizmu odkładał na czas późniejszy. Tymczasem jego siły psychiczne ugrzęzły zupełnie w użeraniu się ze stryjem i w ogóle w tych starciach, które powstają w stosunkach między mężczyznami, a czasem są jeszcze ciekawsze niż komplikacje miłosne. Ale na wyczerpanie spraw z tej nowej dziedziny trzeba by chyba poświęcić osobny ustęp, w którym opisałbym wysoki stopień przejęcia się Stru-mieńskiego tymi sprawami, jego myśli o naturze ludzkiej, sprawiedliwości i krzywdzie, odważanie drobiazgów na szali tych myśli, wytwarzanie się różnych przejściowych „zadań” jego życia i porzucanie